piątek, 28 sierpnia 2015

Bring me to Life 3

Witam !
Wstawiam Wam, moje perełki, kolejny rozdział opowiadania "Bring me to Life". Mam nadzieję, że Wam się on spodoba :D . Od dzisiaj będę starała się dodawać dłuższe rozdziały regularnie. (Poprawię go, gdy będę miała dostęp do komputera). Zapomnijcie choć na chwilę uczniowie, że za niedługo zaczyna się szkoła i pozwólcie, aby wciągnął Was świat mojego opowiadania.
Zapraszam...

          Otworzył zmęczone oczy. Znowu nic, a nic mu się nie śniło. Nie pamiętał żadnego swojego snu, który nie był czarny. Zawsze zastanawiał się, jak wyglądają one u ludzi. "Czy zwierzęta też śnią?" zadawał sobie pytanie na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Odpędzając, według niego, niepotrzebne myśli odkrył swoje kruche ciało. Spojrzał w lewo. James dalej spał i wyglądał normalnie, w jego wyrazie twarzy nie można było zobaczyć nawet cienia agresji. Odwrócił wzrok od śpiącego chłopaka. Wstał, ułożył pościel i powlókł się do łazienki. Otworzył duże białe drzwi i wszedł do ciemnego pomieszczenia. Chwycił swój ukochany sweterek. Ni to szary, ni to beżowy, ale bardzo mu się podobał ten kolor. Już po chwili stał w salonie przy wejściu do ogrodu- dużego ogrodu z ławką i dość niskimi, ale rozłożystymi gałęziami. Od razu po uchyleniu wielkich, szklanych drzwi uderzył w niego lekki chłód poranka. Podszedł do końca także dużego balkonu i zdjął kapcie. Postawił pierwszy krok na soczystej, zielonej i młodej trawie. Gdyby nie niania, która zobaczyła jego minę,
gdy po raz pierwszy stanął w tym domu, gdy jeszcze był na sprzedaż, nie mógłby stać i podziwiać tego widoku. Patrzył na wiele koron w których były dwa, może trzy gniazda i cieszył się, że będzie mógł je obserwować. To magiczne miejsce było jego baśnią, w której mógł spędzić wieczność. Gdy opuszczał je, znów stawał się chłopakiem bez emocji. Podszedł kilka kroków do swojego ulubionego drzewa liściastego i położył się koło niego, twarzą zwróconą w górę. Wsłuchiwał się w szmer liści i w śpiew ptaków, które od czasu do czasu przelatywały mu nad głową. Tego dnia znów nie szedł do szkoły, aby przypilnować chłopaków. Nagle blondyn dostał olśnienia. Przecież żadne z nich nie skontaktowało się  z rodzicami Dereka i nie powiedziało mu o zaistniałej sytuacji! Z drugiej strony po co im to mówić, skoro znowu będzie musiał tamtym usługiwać. Wstał i postanowił, że zapyta o to wszystko Dereka, podczas robienia śniadania. Miał nadzieję, że bordowo włosy się zgodzi mu pomóc. Wszedł do pomieszczenia z którego po chwili wyszedł, wspiął się po schodach i gdy już znajdował się pod pokojem drugiego pomyślał o rzeczach dla niego, lepiej, jak pierw się umyje. Wszedł do swojego pokoju bardzo cicho, aby nie obudzić chłopaka z ostrym temperamentem. Na szczęście spał. Wziął to, co potrzebował i wyszedł. Powrócił pod tamte drzwi i zapukał. Usłyszał ciche "proszę" i wszedł.
- Cześć- Przywitał się bordowo włosy i lekko się uśmiechnął.
- Hej. Tutaj masz rzeczy do przebrania się- Podał mu je- później chciałbym, abyś pomógł mi przy śniadaniu?
- Pewnie, daj mi dziesięć minut- Wstał i razem wyszli, na korytarzu rozdzielili się i każdy poszedł w swoim kierunku. Matthew, gdy był już w kuchni podszedł do lodówki i otworzył ją. Było w niej już gotowe śniadanie, które trzeba było odgrzać. Przeczytał małą prostokątną karteczkę z napisem "Smacznego". Niania musiała przyjść i zostawić im jedzenie, jak spali. Blondyn wyjął je, odfoliował i zabrał się za odgrzewanie. Po dziesięciu minutach. Włączył radio i usłyszał jedną ze swoich ulubionych piosenek. Zaczął  ją nucić.
- "Once upon a time there was a pretty girl
And every day she caught my eye
'Til this day I think about her
Dream about her every night
Cute smile with a sense of humor
A beauty that I adore
Nice hips with a set of lips
She's all that I've been searching for..."*
- No, no, całkiem nieźle, tylko za cicho- Matthew szybko odwrócił głowę w kierunku wejścia do kuchni.- No co? Miałem ci pomóc, to jestem
- Nie za bardzo jest już w czym. Moja niania przyszła i zrobiła nam jedzenie...- Usłyszeli "dzyń!" dochodzące z mikrofalówki- Już gotowe. Siadaj i jedz- Wyjął gorące jedzenie i położył porcję Dereka na stole, swoją włożył do urządzenia i z powrotem nastawił minutnik.Stał oparty pośladkami o blat obok szafki na której stała mikrofalówka i patrzył na bordowo włosego. „Jak mogę mu pomóc?” Zastanawiał się.
- Co mi się ta przyglądasz?- Zatrzymał widelec w połowie drogi do ust.
- Nic. Myślę- Odpowiedział i pogłębił zmarszczkę, która wytworzyła się pomiędzy jego brwiami..
- O czym?
- Mmm…- „Mam mu powiedzieć?”
- Nie mów, jak nie chcesz, nie będę cię zmuszał. - Dzyń!
          Otworzył zmęczone oczy i rozejrzał się dookoła. No tak, ciągle leżał w domu tego małego gnojka. Jednak nie chciał wracać do siebie, do ojca, który był zbyt zajęty konkubiną i jej dzieckiem, czy do matki, która go i tak nie chce, oraz pewnie w tym momencie pieprzy się z kimś. A tutaj było czysto, łóżko było takie duże. Miał opiekę. Właśnie, gdzie ona się podziała? Jest głodny… Podniósł się do siadu i jeszcze raz rozejrzał. Pomieszczenie było ładnie urządzone. Mało męsko, ale do blondyna idealnie to pasowało, musiał to przyznać. Gdzie on się znajdował? Nie znał rozkładu domu, który był prawdopodobnie duży i brunet mógłby się w nim zgubić. Po pół godzinie nudzenia się stwierdził, że jednak się przejdzie. Wstał i podszedł do drzwi. Jeszcze raz rozejrzał się po ślicznym pokoju, gdy nagle jego uwagę przykuł pewien zeszyt. Dlaczego był zaklinowany między biurkiem, a szafą? Podszedł do mebli i wyciągnął rękę w stronę przedmiotu. „Cholera, mam za szeroka dłoń” Pomyślał, gdy dalej próbował go wyjąć. Wkurzony, pomimo braku sił i obolałego ciała, zdecydował się przesunąć biurko, co przyszło mu z wielkim trudem. Wziął mały przedmiot w pokaleczone palce i z powrotem dosunął mebel do ściany. Powrócił na łóżko i otworzył notes na losowej stronie.

21.03.XXX
//Zastanawiam się dlaczego ludziom przyjemność sprawia dokuczanie innym. Dzisiaj zapytałem się o to jednego z moich dręczycieli, ale oczywiście dostałem za to po mordzie, jak to mówią. Ech, mogliby dać mi spokój, przecież ja już prawie nie czuję bólu, to nienormalne, prawda? Czytałem o tym w Internecie,  bo nie mam za bardzo kogo się spytać. Zawsze byłem sam, wyśmiewany. Któregoś razu ośmieszyli mnie tak bardzo, że od tamtej pory nigdy nie miałem przyjaciela i to właśnie w tedy straciłem czucie w ciele po raz pierwszy, na chwilę. Zastanawiałem się dlaczego to ja byłem ofiarą, ale widocznie tak musiało być. Już dawno się z tym pogodziłem.//

4.04.XXX
// Znowu mnie dręczyli. Niech dadzą już spokój, przecież to nic im nie da.//

29.06.XXX
//Po raz trzeci rodzice zmieniają m i szkołę. Po co, skoro będzie tak samo?//

11.07.XXX
// Dzisiaj był mój dwunasty dzień w szkole. Tutaj też mnie dręczą. Po co ciągle mi je zmieniają?//

13.07.XXX
//… A może powinienem umrzeć?...//

         Na tym James wolał zakończyć czytanie. Kiedyś miał podobne myśli, ale na szczęście przez krótki okres czasu. Z tego stanu wyciągnął go teraźniejszy najlepszy przyjaciel. Postanowił odłożyć zeszyt na miejsce i udawać, że nic nie widział, przynajmniej na razie. Wyszedł z pokoju i rozejrzał się po wielkim korytarzu. Wiedział tylko, gdzie znajdowała się łazienka, bo była trochę na ukos od drzwi. Reszta domu pozostawała tajemnicą. Jeszcze nigdy nie widział aż tylu drzwi prowadzących gdzieś w jednym korytarzu.
 Otworzył pierwsze drzwi po lewej, uprzednio pukając. Jeszcze resztki dobrego wychowania w nim zostały. Inny pokój, zajęty przez kogoś. Następny to sypialnia, chyba, jego rodziców. Po lewej strony słaniały się w dół  szerokie, drewniane, ciemne schody. Nad nimi wisiał przepiękny proporzec, który niezbyt zaciekawił bruneta. Ostatnie drzwi prowadziły do wielkiego pomieszczenia, którym była siłownia. Powrócił do schodów i zszedł na dół. Przed jego oczyma rozciągał się gigantyczny hol. Jamesa zamurowało. To pomieszczenie było raptem troszeczkę mniejsze od mieszkania jego ojca, które jednak takie małe nie było. Zszedł na sam dół schodów i zauważył korytarz pod nimi. Po raz kolejny opadła mu szczęka. Jeszcze więcej drzwi! Otworzył, wcześniej pukając, wszystkie. Kolejne cztery sypialnie, dwie łazienki, oraz dwa składziki. Odwrócił się w kierunku  z którego przyszedł i zobaczył futrynę w ścianie, prowadzącą do salonu.  Musiał jeszcze odkryć, gdzie znajdowała się kuchnia, oraz blondyn, więc wszedł do pomieszczenia dla gości. Znalazł!
 Wszedł i zobaczył dwójkę chłopaków. Krew w nim zawrzała. Pobili się, a oni siedzieli koło siebie,  jakby gdyby nigdy  nic! Nie chciało mu się jednak awanturować, a na bójkę był prawdopodobnie za słaby i mógłby przegrać. Zgromił oboje wzrokiem i wszedł.
-Zaraz będzie jedzenie- Powiedział blondyn i podszedł do lodówki. Wyjął trzecią i ostatnią porcję, podszedł do mikrofali i nastawił na dwie  minuty. Nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi.
- Jestem Matty, dzień dobry kwiatuszku!- Krzyknęła starsza kobieta i weszła do kuchni.
- Kwiatuszku… Pffff…- Zaśmiał się Derek pod nosem, a James siedział obrażony na cały świat.
- Dzień dobry ciociu. Napijesz się czegoś?- Gdy Matthew to mówił, lekko się uśmiechnął. James zdziwiony wpatrywał się w jego twarz. „On potrafi się uśmiechnąć? No, to jest mega mały uśmiech, ale jednak…” Pomyślał, dalej na niego patrząc.
- Chłodna herbatkę poproszę. Dzień dobry chłopcy. Jestem opiekunką tego słodziaczka. Mam na imię Emily, mówcie mi Pani Emi lub po prostu Emily.- Bordowo włosy wstał.
- Miło mi. Jestem Derec Hamilton, równie miło mi Panią poznać- Ukłonił się.
- James- Odpowiedział trochę oschle brunet.
- Ach, Pan Hamilton! Mój mąż zna twojego ojca.
- N-naprawdę? Kontaktował się z nim?- Był zdenerwowany. Co jeżeli jego ojciec odkryje, gdzie on się znajduje? Co jak wróci do domu? Znowu kłótnia i przemoc, nie chciał tego!
- Raczej tak, a coś się stało?- Zaniepokoiła się pięćdziesięcio paro latka.
- Nie nic…- Z powrotem usiadł na zajmowanym wcześniej krześle i posłał nowo poznanej kobiecie nieszczery uśmiech. Ona wiedziała, z eon udaje, ale postanowiła podpytać później swojego aniołka. Skąd wiedziała, że on wie? Gdy bord chłopak zawahał się, to blondyn mrugnął kilka razy, a to był znak, ze coś wie, a nie łatwo mu jest o tym mówić. Jednak ona była dorosła i chciała pomóc nowemu koledze swojego ulubieńca.
-Proszę- Matthew postawił na ośmioosobowym stole napój dla kobiety.
- Ach, dziękuję. No, to skoro tutaj jestem, to wy- Wskazała na ciemnowłosych chłopaków ręką- Zostajecie na obiedzie. Jest ciepło, więc może do tego czasu popływać, jak macie trochę siły, co? W ogrodzie bardzo na lewo, niedaleko garażu jest basen. Co wy na to? Acha, no i co chcielibyście zjeść? Chyba macie czas, prawda? Jest sobota- Uśmiechnęła się przyjacielsko do chłopców i zaczęła wkładać zakupy do lodówki, czy szafki, w zależności od rodzaju produktu.
- Niestety, ale nie mam przy sobie żadnych kąpielówek- Odpowiedział Derek trochę zrezygnowany.
- I ja- Dodał James, równie zgaszony. Najchętniej to skorzystałby z siłowni, ale nie był w pełni sił na nią, jak i na basen. Jednak mógł się pomoczyć.
- Och, nie martwcie się. Matty ma kilka par różnych to wam pożyczy, prawda słonko?- Zwróciła się do chłopaka. Ten przytaknął głową i gestem ręki zaprosił chłopaków do siebie. Gdy byli na schodach, usłyszeli jeszcze głos kobiety- Zapomniałabym! Nasmarujcie się kremem do opalania i na razie możecie się tylko pomoczyć! Nie wolno pływać pół godziny po jedzeniu!
- Dobrze, proszę Pani
- Emily!- Poprawiła Dereka.
- Dobrze, Emily!
-Acha, co chcecie na obiad?
- Spaghetti- Odpowiedział blondyn, jednak za cicho, by kobieta usłyszała, ale już się do tego przyzwyczaiła i potrafiła wyłapać głos ulubieńca. Odkrzyknęła, że okej. Weszli na piętro i po chwili byli w pokoju blondyna. On podszedł do wielkiej szafy i wyciągnął trzy pary spodenek kąpielowych.
- Proszę- Derekowi dał czerwone, a Jamesowi w moro. Dla siebie wziął niebieskie. Podziękowali i zaczęli się rozbierać. Matthew stał trochę zdziwiony. „ To… Normalne?”. On zawsze przebierał się w strój na wf sam, w szkolnej toalecie. A teraz ot tak miał się przebrać przy nich? No cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Odwrócił się do nich tyłem i zaczął się rozbierać. Przebrał się najszybciej i usiadł na łóżku. Wiedział, że nie wypada patrzeć, ale na jedną sekundę spojrzał na Jamesa. Jeszcze nigdy nie widział tak ładnie wyrzeźbionych ramion, oraz brzucha. Wyglądał pięknie, ale nie był również przesadnie napakowany. Odwrócił wzrok i patrzył w okno.
- Idziemy?- Zapytał Derek, gdy wszyscy byli już przebrani.
          - Mhm- Aleee przyjemnieeeeeeeee- Wyśpiewał bordowy, gdy delikatnie zanurzył się w wodzie. Basen był zakryty przez połączone ze sobą szkło. Pół okrągły dach również był z grubego szkła i Matthew mógł pływać i jednocześnie oglądać w nocy gwiazdy. Było to jego drugie ulubione miejsce. Pierwszym, które było tajemnicą to odkryte wejście na strych o którym wiedział tylko on i gosposia. Był to ich mały sekret. Trzeba było wejść do składzika na piętrze i uchylić średniej wielkości klapę w suficie. To po to stała w tym pomieszczeniu drabina. Gdy wchodziło się na strych,  w oczy rzucał się o dziwo płaski dach strychu. Matthew  musiał tylko wymienić kilka części i zamontować wielkie okno, podzielone na dwie części, aby również tam oglądać malutkie błyszczące brylanty na ciemnym niebie. Położył tam dwuosobowy materac, jakąś szafkę i półkę z książkami. Dlaczego miejsce było ukryte? Nie wiedział, ale  w duchu bardzo dziękował projektantowi tej posesji. Gdy obchodziło się dom dookoła, nie dało się zobaczyć ukrytego strychu, bo ściany były znacznie wyżej, dzięki czemu chroniły pomieszczenie, oraz średni balkon doczepiony do jednej ze ścian komórki. Po mniej więcej tygodniu błękitnooki zdecydował się na obejrzenie każdego kąta nowego domu i tak trafił na to magiczne miejsce. Gdy wszedł p oraz pierwszy, rzuciła się na niego wielka chmura kurzu. Sprzątał tam w każdej wolnej chwili i zajęło mu ponad dwa tygodnie.
- Matthew?- Z zamyślenia wyrwał go Derek wołając go i machając ręką przed jego twarzą.- Odleciałeś…
- Mhmm…
- O czym myślałeś?
- Mm… Niczym ważnym… Gdzie James?- Zapytał, gdy zorientował się, że chłopak nie jest z nimi.
- O tam- Pokazał ręką na zamyślonego bruneta, który siedział na brzegu basenu z nogami zanurzonymi w zbiorniku. Jego mina wyrażała również ból. Matthew patrzył na niego i domyślał się o co mogło chodzić. „Pewnie o jego dom...”. Zdecydował się wziąć okulary pływacie i podpłynąć do niego. Ten patrzył w stronę nieba i nie zauważył błękitnookiego pod nogami. Wypłynął na powierzchnię, tuż przed brunetem.
- Buuu- Powiedział w miarę głośno. Zielonooki wystraszył się, po czym spojrzał gniewnie na chłopaka pod sobą „Gdyby stał kilka centymetrów przede mną, to byłby między moimi nogami…” Pomyślał, ale szybko zrefleksował się i krzyknął na błękitnookiego, który szybko zanurkował. James, pomimo lekkiego bólu głowy, wskoczył za nim i zaczęli bawić się w wodzie w kotka i myszkę, a Derek siedział rozbawiony i patrzył na przekomarzających się chłopaków. Zazdrościł im trochę, gdyż nie miał żadnego takiego przyjaciela. Po chwili spochmurniał, przypominając sobie o swojej rodzinie. Gdy wróci  do domu to najpewniej będzie miał awanturę i najprawdopodobniej dojdzie do rękoczynów…Zmęczenie gonitwą chłopcy siedzieli z powrotem nad brzegiem basenu daleko od siebie. James znowu był zamyślony. Wiedział,  że ta sielanka nie potrwa długo i będzie musiał wrócić do smutnego, szarego świata pełnego bólu, w jakim żył na co dzień. Nie potrafił wybaczyć sobie, że próbował, ba, nawet m się udało zaufać blondynowi. Nie całkiem, ale w jakimś stopniu. Nie wiedział co ma myśleć o tym wszystkim. Nie był też pewien, ze byłby dla niego dobrym przyjacielem… Chwila, chwila, chwila. O czym on pomyślał?! Nie! On ma przecież najlepszego przyjaciela, nie potrzebni mu inni. On… Nie zasługuje na kogoś jeszcze.
- Słoneczka moje kochane, obiadek!- Krzyknęła Emily i powróciła do kuchni, aby dokończyć podawanie jedzenia.
„Widelce, noże, a i szklanki! Co by tutaj jeszcze dać im do picia? Wiem! Mrożoną herbatkę… A gdzie są serwet-są!” Kobieta była bardzo zaaferowana sprawą i chciała, aby nowi koledzy jej ulubieńca chcieli częściej do nich wpadać. To był pierwszy raz od kilku lat, około dziesięciu, od kiedy Matty przyprowadził znajomych! Musiała dać  z siebie wszystko, aby ugościć odpowiednio chłopców. Ustawiła wszystkie sztućce na stole, po czym ułożyła szklanki, talerze i serwetki na swoich miejscach, według zasad sawuarwiwru. Uśmiechnęła się do siebie i jeszcze raz sprawdziła, czy wszystko leży idealnie. Kątem oka zauważyła, jak chłopcy wchodzili do kuchni.
- Chodźcie kruszynki- Zaprosiła ich gestem ręki do pomieszczenia.- Przepraszam was, że obiad podam w kuchni, ale uważam, że lepiej jest zjeść pyszniutki obiadek w mniej sztywnej atmosferze- Uśmiechnęła się miło do siadających chłopców i podeszła do kuchenki. Wyłączyła sos, oraz śmignęła po talerze. Nałożyła długi, żółty makaron i polała go czerwonym sosem.- Proszę- Podała talerz Derekowi, a potem Jamesowi- Wiedziałam, że będziecie bardzo głodni, więc dałam wam większe porcje. Matty nigdy nie jadł dużo, a ja zawsze robię za dużo jedzenia, więc jak tylko będziecie mieli czas to z chęcią was ugościmy, prawda, Matty?- Skierowała się do blondyna. On potulnie kiwnął głową, po czym odebrał swoją porcję. Otarł się ramieniem o ramię Jamesa. Przez moment, przez krótką sekundę, ale poczuł to każdą komórką ciała. Nie dał po sobie jednak tego poznać.  Podziękował gosposi za porcję  i zabrał się za jedzenie. Szybko skończył jeść i powiedział, że idzie na górę się przebrać. Gdy był już w pokoju, zamknął drzwi i osunął się po nich w dół. „C…Co to było?...” Pomyślał cały czerwony na twarzy. Jeszcze nigdy nie pokazał po sobie żadnych uczuć. Myślał, że nie potrafi. Usłyszał kroki na schodach. Szybko wstał i wziął jakieś rzeczy, po czym wyminął chłopaków, gdy wchodzili do pokoju. Przez przypadek otarł się o skórę Dereka. Nie poczuł nic. Pół sekundy później również otarł się o Jamesa. Poczuł to samo, co wcześniej- jakiś prąd, a później w miejscu w którym ręce się otarły o siebie- gorąco. Śmignął do łazienki i zamknął jej drzwi. Odetchnął kilka razy i zaczął się przebierać w codzienne ubranie, oraz starać się ignorować dziwne uczucie. Przed wyjściem opłukał twarz zimną wodą, przeczesał przydługie blond kosmyki ręką i dopiero zdecydował się wyjść.
- O, już jesteś- Odezwał się Derek.- Posłuchaj... Niedługo musimy już się zbierać do domów...- James tylko przytaknął.- Wybacz, że tak długo tu zagościliśmy...
- Nie, jest ok- Powiedział bezosobowo.- Chcecie grę?- Zaproponował i włączył chłopcom telewizor i konsolę, a sam zabrał się za czytanie książki.
          - Gdybyście czegoś zapomnieli, powiadomię was- Powiedział błękitnooki, gdy żegnał kolegów przy wejściu.
- Dzięki- Derek jak zwykle uśmiechnął się przyjaźnie, a James tylko przelotnie na niego spojrzał. Pan Thomas wypisał recepty dla obu chłopców, oraz dał im zwolnienia z wychowania fizycznego na okres dwóch tygodni, tak na wszelki wypadek. Bordowo włosy pomachał na do widzenia i odszedł. Brunet lekko machnął ręką i również udał się w swoją stronę.
          Przez drogę do domu zastanawiał się, jakim cudem spędził tyle czasu na przyjemnościach z kimś, kogo praktycznie znał, a był zmuszony do jego pilnowania. Nigdy nie wpadłby na taki pomysł! Przez ułamek sekundy zawahał się i chciał wrócić, jednak jego uparty charakter kazał mu iść dalej przed siebie i nie odwracać się. Irytowała go obecność blondyna, który był dosłownym duchem, jednak to nie tak, że go jakoś specjalnie nienawidził. Irytowała go obojętność Matthew co do życia. Jak można było być tak pustym, że jakakolwiek przemoc nie wywierała na nim żadnego wrażenia?! Do tego ten pamiętnik... James nie mógł zapomnieć o tych zapiskach. Ile młodszy chłopak musiał przejść, aby nie czuć już absolutnie nic? Ile bólu go dotknęło, że nie potrafił nawet się uśmiechnąć? Ta sprawa wychodziła już całkowicie poza rozumowanie starszego. Bijąc się z myślami wrócił do domu. Od razu skierował się do swojego pokoju. Rzucił plecak koło biurka i wyszedł ze swojego azylu. Od tych wszystkich zbyt intensywnych myśli rozbolała go głowa i koniecznie musiał zajrzeć do apteczki kuchennej w celu odnalezienia leków przeciwbólowych. Gdy tylko wszedł do kuchni, od razu tego pożałował.
- Wyjdź! Przeszkadzasz nam!- Krzyknęła jego matka łypiąc na syna, gdy przeszkodził jej i nowemu partnerowi na szybki numerek w grze wstępnej.
- Nie krzycz. Leki- Nie chciał wdawać się w jakąkolwiek przepychankę słowną z rodzicielką. Wziął całą mini apteczkę i wyszedł z kuchni najszybciej, jak się dało, po czym zaszył się w swoim pokoju. Po zażyciu leków zamknął drzwi na klucz, nałożył słuchawki i pogrążył się w lekkiej drzemce. Sam na jednoosobowym, dość twardym łóżku. Po chwili jednak otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Szare ściany nie nadawały dobrego klimatu. Ciemna szafa stojąca na przeciw drzwi, tuż koło okna była średniej wielkości, jednak dalej za duża, gdyż James nie lubił mieć kilkuset ubrań wypadających z półek. Biurko stało po prawej stronie od drzwi, a po lewej łóżko. Obok niego stała maleńka szafeczka nocna, a nad nią wisiała półka z mangami i książkami, oraz czasopismami. O dziwno znajdował się tam tomik poezji romantycznej. Tę książkę dostał kiedyś od pewnego pana na ulicy, gdy zgubił się, szukając drogi powrotnej do domu z którego uciekł mając dość kłótni rodziców. Do ręki brał ową starą książkę, gdy czuł się źle. Musiał tylko otworzyć na byle jakiej stronie, przeczytać choćby jeden wiersz i poczuć lekko pożółkłe kartki trzymane w palcach, by całkiem się uspokoić i móc myśleć logicznie. Złapał za czerwony grzbiet i delikatnie wyjął swój skarb. Ułożył się na łóżku i po raz tysięczny oglądał jej boki, przód i tył. Tym razem nie musiał jej otwierać, by oczyścić umysł ze wszystkich smutków i demonów, które zabijają człowieka pomaleńku i głęboko od środka. Starczyło mu samo patrzenie na zbiór zapisanych kartek oprawiony w skórę.Nie mógł zaufać Matthew. Nie chciał znów czuć bólu, gdy ukochana osoba rani celując z premedytacją prosto w serce. Od małego żył w przekonaniu, że nie może zaufać nikomu, do póki nie odnalazł kogoś, kto stanął w jego obronie, do tego podniósł z  samego dołu, oraz nie zostawił samego nigdy. Przypomniawszy swojego przyjaciela, napisał do niego, czy może u niego nocować tej nocy. Czarnowłosy zgodził się. James spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł z domu najszybciej, jak się tylko dało.
         - Trochę tu bez nich pusto, nie uważasz?- Zapytała pani Emily, gdy razem z Matthew jedli obiad. Zastanowił się chwilę i przytaknął głową. Po zjedzonym posiłku wrócił do siebie i zajął się czytaniem. Był dość nietypowym chłopakiem, ponieważ nie lubił czytać o magicznych krainach, czy wojownikach, którzy  zmieniają się z przebiegiem historii. On wolał romanse, czy powieści psychologiczne. Od zawsze chciał zrozumieć innych ludzi, jak i siebie. Również było to dla niego po prostu bardziej interesujące.Siedząc na dużym parapecie czytał jedną ze swoich ulubionych powieści. Była to stara książka, mniejsza niż format A5, oraz bardzo krótka, jednak uwielbiał ją.
" Już tylko słabe jęki umierającego wieprzka dochodzą do uszu. Pędzą gospodarze, widzą wielką zbrodnię mszczą się energicznie... Buta nie walczy wcale, nie uchodzi; on się wychował wśród ludzi, oswoił się i wśród ludzi zginął. Zginął za to, że był głodny. Bo też zwykle z tej przyczyny walczy się i umiera na świecie. Ktoś zawsze jest głodny czegoś, aby... Istniał."**.
Nigdy nie potrafił zrozumieć ludzi, którzy byli bezwzględni i agresywni, gdy nie rozumieli czegoś. A raczej, gdy nie chcieli zrozumieć. Nienawidził agresji, ale nic nie mógł poradzić na to, że ludzie znęcali się nad nie tyle słabszymi co ile nad odmiennymi od nich. Taki był James, ale czy nie była to tylko maska? Czy brunet rzeczywiście lubował się w czyimś cierpieniu?
          Ciągle rozmyślał patrząc przez okno. Według niego właśnie takie zakończenie książki było idealne i ponad czasowe, jeżeli chodziło o rozumowanie ludzkie. Wróć, głupie rozumowanie ludzie. Wilk zginął wśród ludzi tylko dlatego, że ich kochał i nie chciał zranić. Zginął praktycznie za to, że żył. Matthew czuł się dokładnie tak samo- nie mógłby skrzywdzić innych, oraz na wyżywanie się na własnej osobie pozwalał. Blondyn nigdy nie wprowadzał innych w swój świat, natomiast Jamesa przyjął tam bezceremonialnie i tak, jakby był tam od zawsze. Co więcej, on tego nie wykorzystał. Nie wyśmiewał go, wręcz został na dłużej u niego w domu. Dotknął swojego ramienia w miejscu, gdzie ich skóry się otarły. Młodszy chłopak podejrzewał, że pomału mógłby się zakochać  w swoim obrońcy, jednak nie chciał sobie na to pozwolić. Nie dlatego, że brzydził się gejów- tolerował ich. Chodziło raczej o jego samego. Kiedyś po tym, jak go przyjaciele porzucili, postanowił nigdy już nie pozwolić na ponowne zranienie. A gdyby wpuścił starszego chłopaka... Nie. Nie było takiej opcji, gdyż musiałby zniszczyć tą ścianę, a właściwie kolczasty mur obojętności, który chronił go przez ponownym rozczarowaniem. Bez niego nie potrafił zaakceptować rzeczywistości takiej, jaka jest i bał się nowego spojrzenia na świat. Nie chciał tego; nie uważał, że zmiana nastawienia wyjdzie mu na lepsze. Jednak ludzie z zewnątrz jego świata wepchnęli do jego krainy brunet i tym samym rozpętali wojnę w jego głowie. Matthew i miłość? Nie było na to miejsca; w jego spokojnym życiu nie ma miejsca dla czegoś tak obcego.
      Po swoich przemyśleniach zdecydował się na spacer po ogrodzie i tym razem w obuwiu przechadzał się po mokrej, zielonej trawie, oraz wciągał wilgotne powietrze. "Już jutro niedziela, a po niej poniedziałek" pomyślał i spojrzał w ciągle zachmurzone niebo. Tak bardzo lubił taką pogodę i nie wiedział czemu cieszył się, gdy nad głową widniały wszelakie szarości. Jego myśli popłynęły na inny tor. Zaczął myśleć, że w szkole nie miał tak źle, jak w poprzednich placówkach. Zastanawiał się również, czy zaprzyjaźni się z chłopcami. Obawiał się tego, że zburzą oni jego mur spokoju, jego ostoję, oraz, że oni zdradzą go i wyśmieją; nie był pewien, czy podniósłby się. Powrócił do domu, by napić się Sench'y***.
          Usiadł przez laptopem i włączył przeglądarkę. Kliknął na jedną z zakładekkart i wyświetlił się blondynowi jego ulubiony blog. Autor miał miało wyświetleń, jak na jego talent pisarski, lecz z każdym dniem coraz więcej osób odwiedzało jego stronę. Zaczął czytać nowo dodaną notkę i pochłonął go świat miłosny wymyślony przez autora.


*ZYR- Fairytale
**"Wilk, psy i ludzie"- Adolf Dygański
***Sencha- azjatycka zielona herbata.

1 komentarz:

Poproszę o twój komentarz ~`<3