niedziela, 27 września 2015

Bring me to Life 5

Dobry wieczór (noc)!
Dziękuję Wam czytelnikom, że macie ochotę dalej tutaj wchodzić pomimo braku  systematyczności moich postów. Dzienna aktywność czyli wejścia są bardzo wysokie z czego jestem szczęśliwa. Daję Wam bardzo treściwy rozdział, który dość wiele zmieni.
Bez spoilerowania, oraz przedłużania zapraszam na rozdział....




          Otworzył bordowe drzwi wejściowe i przekroczył próg pustego domu, zamykając wrota za sobą. Zdjął buty i rzucił je byle gdzie. Wszedł głębiej w mieszkanie. Wszedł do pomieszczenia dla gości i opadł na ciemnoszarą kanapę. Rozejrzał się po surowym i ciemnym wnętrzu. Białe ściany salonu stały puste, tak samo, jak ciemnobrązowe szafki. Telewizor od kilku dni stał nie włączony. Całe mieszkanie było praktycznie nie tknięte, jakby nikt  w nim nie mieszkał. Zapatrzył się w sufit- od kilku dni była to najczęstsza czynność, jaką wykonywał. Rozmyślał. O wszystkim i o niczym. Czasem nie potrafił odpędzić się od natrętnych myśli, a niekiedy jego umysł był biały. Leżał tak, aż nie zapadła całkowita ciemność w pokoju, jak i za oknem, chociaż nadal mógł wszystko idealnie zobaczyć dzięki stojącej na ulicy latarni, której światło wpadało do salonu, jak i jego sypialni.

          Minął kolejny i na szczęście ostatni dzień jego pobytu w domu. Matthew już całkowicie wyleczył przeziębienie i planował następnego dnia pójść do szkoły zobaczyć się z kolegą. Wysłał wiadomość w której poinformował czarnookiego o następnym dniu, po czym odłożył telefon i zajął się pakowaniem potrzebnych podręczników, oraz zeszytów do plecaka. Oderwało go pikanie telefonu. Po odczytaniu wiadomości uśmiechnął się od wyświetlacza, a w każdym razie tak mu się wydawało, gdyż jego usta tylko lekko drgnęły, nic więcej. Jednak dość szczęśliwy ułożył się wieczorem do snu.



          Otworzył przekrwione i zmęczone oczy. Zasnął na tej niewygodnej kanapie. Z obolałym i ciałem powoli podniósł się do pionu. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Był spóźniony na lekcje, jednak nie miał sił, aby szybko się zebrać. Przez chwilę śmignęła mu myśl, aby zostać w domu, jednak co miał tam robić? Z resztą, Kyoji byłby znowu sam z blondynem, a James nie mógł na to pozwolić. Tak, był zazdrosny o "brata", więc nie czekając dłużej, szybko zmienił ubrania, użył dezodorantu, gdyż na kąpiel, czy nawet na szybki prysznic nie miał sił, spakował się i wyszedł ze smutnego, szarego mieszkania.
Przemierzał ulice i patrzył na ludzi w różnym wieku, których o tej godzinie było mało- albo byli w pracy, albo w szkołach, ewentualnie zostali w domu, słodko drzemiąc. On nie miał sił nawet zasnąć. Pewnie wyglądał okropnie. "Trudno" pomyślał i ani myślał przyspieszyć, gdy zobaczył murek, oraz główną bramę szkoły. Przeszedł całą drogę do nudnego budynku na spokojnie. Od razu przybrał groźną minę, oczywiście na tyle na ile pozwalało mu zmęczenie. Nie, wyczerpanie,. Fizyczne i psychiczne. Nagle pomyślał, że chciałby się przytulić do matki, czy ojca, tak samo, jak w jego starym śnie, który ostatnio dość często się powtarzał, niczym zdarta płyta. Musiał szybko odpędzić myśli, gdyż już stał przy wejściu do sali. Otworzył drzwi i nie uraczył mową nauczyciela.
- Co Pan wyprawia, Panie James?! To, że jest Pan synem dyrektora tej placówki, nie znaczy, że...- Zrzędliwy nauczyciel od razu zamilkł pod wściekłym spojrzeniem bruneta i również nerwowy powrócił do prowadzenia lekcji, nie odezwał się już ani razu do zielonookiego. Ten, idąc do ławki patrzył przed siebie, ignorując ciekawskie spojrzenia znajomych z klasy; kolegami nie dało się ich nazwać. Jedynie Kyoji patrzył z lekką obawą, jak i współczuciem. Tylko jego mógł tak traktować. Bo to był jego najlepszy przyjaciel.

         - Wyglądasz okropnie. Masz, kawa- Powiedział pół-Azjata i podał marnie wyglądającemu chłopakowi puszkę kawy z automatu, który dzielnie stał na boku na korytarzu.
- Tak samo się czuję. Nie mam nawet ochoty gnoić tych debili...- James zachowywał się agresywnie tylko wtedy, gdy ktoś na to zasłużył, czy sprowokował go. Oczywiście, mowa tylko o chłopcach; nie śmiał nigdy podnieść ręki na żadną kobietę. Tylko krzyczał i upominał je. Nie śmiał ich nawet wyzywać, a to wszystko dzięki temu tomikowi poezji. Gdy był młody przeczytał, że kobiety  należy traktować z szacunkiem. To było po prostu śmieszne, że książka nauczyła go więcej o życiu, niż jego rodzice. Śmieszne, jak i przykre, jednak nie miał ochoty nawet o tym myśleć.- Ech...- Westchnął zrezygnowany do samego siebie. Ułożył głowę na rękach i zamknął zmęczone i opuchnięte powieki, dając zmęczonym oczom lekkie ukojenie, pomimo tego, że go szczypały.
- Wstawaj, coś może stać się Matthew- Szturchnął go lekko. Ten, mruknął niezadowolony, jednak posłuchał przyjaciela, wyszli z sali, kierując się na ławkę na której blondyn lubił przesiadywać.
         - No to ile twoi rodzice są w stanie nam zapłacić? Nie, ile ty masz przy sobie? Bo wiesz, potrzebuję na nowy telefon....- Obcy dla Matthew chłopak uśmiechnął się do niego, czemu zawtórowały uśmiechy i szydercze śmiechy ze strony kolegów przybysza. Błękitnooki spiął się nieznacznie w sobie, jednak milczał.- Ej- Szturchnęli go raz, drugi, trzeci.- Ej, gnoju! Odpowiada się!- Krzyknął jedne z boku i walnął Matthew w brzuch. Zgiął się w pół; było to mocne uderzenie. Intensywnie zastanawiał się, gdzie podział się James, czy Kyoji. Zamknął oczy, szykując się na kolejny cios, jednak ten nie nastąpił. Pomału otworzył oczy i pierwszym, co ujrzał, był bardzo wkurzony James, trzymający tego, który uderzył go w brzuch. Dociskał przybysza do ściany, a Kyoji z równie wściekłą miną stał i nie pozwalał reszcie malutkiej grupki nigdzie pójść. Wystraszeni stali i nie wiedzieli co dalej robić.
- Ty pierdolony śmieciu!- usłyszał podniesiony głos bruneta i usłyszał głośny plask. Potem na ziemi ujrzał kilka kropel świeżej krwi. Na tym jednak się nie skończyło, role się odwróciły- napastnik stał się ofiarą. Rzucony jak śmieć o ziemię i uderzony pięścią w brzuch. Matthew wiedział, jak ta bójka źle się skończy. Dla chłopaka patrzącego z przerażeniem na monstrum, jakie stało przed nim. Nie mógł pozwolić na dalszą przemoc, choć jakaś minimalna cząstka jego wnętrza chciała napawać się tym widokiem. Pamiętał słowa swojej niani " nie stawaj się tacy, jak twoi oprawcy, to cię zniszczy i możesz nigdy nie wrócić, a stać się potworem...""-... Takim, jak James" szybko przeleciało mu w myślach. Stanął nad obojgiem nastolatków. James kontem oka zauważył go. Ostatnie spojrzenie i ostatni szept do ofiary pod sobą:
- Jeszcze raz, a Z. A. B. I. J. Ę.- Wycedził mu do ucha głosem pełnym jadu, który przerażał, aż do szpiku kości, po czym wstał i najnormalniej w świecie odszedł, idąc za Matthew w razie czego, gdyby jednak któremuś z ferajny zachciało się zaatakować z tyłu. Szedł tyłem i mierzył ich wzrokiem pełnym wyższości, wściekłości i pogardy dla robaków. Kyoji popchnął z całej siły trzech chłopaków na ścianę i odszedł, nie przejmując się. Przyjaciel mieli idealnie obraną taktykę- Jeden szedł twarzą do przeciwnika, a drugi ubezpieczał plecy i jednocześnie przód szyku. Tym na końcu zawsze był James, gdyż tylko on potrafił zmrozić wzrokiem tak bardzo, że śniło się to ludziom po nocach. Broń idealna, niszcząca ludzką psychikę. "Istny potwór" Pomyślał, gdy odwrócił się przodem do kolegów, gdy upewnił się, że tyły są bezpieczne. Usłyszeli dzwonek kończący przerwę i głos Kyoji'ego.
- James, idź z Matthew do pielęgniarki, mogło mu się coś stać. Z resztą, powiem nauczycielce od chemii o bójce. Poza tym, ni odrobiłeś pracy domowej, prawda?- Obejrzał się przez ramię na spokojnego już chłopaka, drepczącego za nimi. Ten kiwną głową na zgodę i poszedł do pani pielęgniarki. Zapukał w białe drzwi. Odpowiedziała im cisza. Otworzył drzwi, kobieta zawsze zostawiała je otwarte, i wszedł, a za nim blondyn ze spuszczoną głową.
- Połóż się- Powiedział do młodszego chłopaka bardzo spokojnym i bardzo zmęczonym tonem głosu. Matthew położył się grzecznie i czekał, właściwie sam nie wiedział na co, trzymając się za bolący brzuch. A, nie. On nie czuł bólu- tak przynajmniej wmawiał sobie. Usłyszał otwieranie szklanych drzwiczek, trochę szmerów i zamykanie szafki. Przekrzywił lekko głowę w prawą stronę i zobaczył klęczącego przy nim Jamesa. Ten wsunął bardzo ostrożnie, aczkolwiek stanowczo rękę pod bluzkę i podwinął ją w górę.
- Powiedz, kiedy cię zaboli- Jeszcze nigdy blondyn nie słyszał tak miłego i dźwięcznego tonu głosu chłopaka klęczącego koło jego. Był taki... Normalny? Ciepły? Delikatny?
- Sss!- Zasyczał, gdy duża, męska i ciepła dłoń bruneta lekko nacisnęła bolące go miejsce. Było mu przyjemnie, aż do tego momentu.
- Boli cię coś w środku, gdy się ruszasz? Uważaj, zaboli- Obmacał delikatnie miejsce naokoło. Na szczęście nie wykrył nic niepokojącego.
- N-nie...- Wyszeptał patrząc na bruneta... Jak on w tej chwili wyglądał? Pięknie. Nie dało się tego inaczej nazwać. I pomimo przekrwionych oczu, oraz worków pod nimi, jak i dość bladej cery, Matthew sam sobie przyznał rację. Serce zabiło mu odrobinę mocniej; nie potrafił oderwać od niego wzroku i nie liczył się lekki ból, chłód, po którym nastąpiło ciepło maści na obrzęki wsmarowywanej w jego skórę. Liczył się tylko piękny widok przed nim.
- Zostań tak chwilę i poczekaj, aż maść się wchłonie- Polecił błękitnookiemu James i również spojrzał w tęczówki młodszego. Lekko się zarumienił i zezłościł, jednak nie wiedział na co. Dobrze wiedział, że jest całkiem przystojny, nie obnosił się z tym, jak i nie chował tego. "Gej?" Pomyślał. Oczywiście, nie miał nic do homoseksualistów, czy homoseksualistek. Tego również nauczył go mężczyzna, który podarował mu książkę i pomimo tego, że był małym szkrabem, zapamiętał wszystkie słowa wypowiedziane przez usta nieznajomego mężczyzny. Do tego w środku krwistej książki wypisane zostały zasady moralne, którymi James się kierował.
- Mhm- Przytaknął, dalej patrząc w te piękne, leśne tęczówki, które koiły go i czarowały. Tak, jakby wirowały w nich liście, odbijające promienie słoneczne. Przeplatały się z ciemnozielonymi i aromatycznymi igłami drzew w dzikiej, aczkolwiek magicznej puszczy, gdzie każdy znalazłby swoje pierwotne prawdziwe miejsce i został tam na zawsze. Jedną z takich osób chciał zostać Matthew.
- Zostanę tu i poczekam na pielęgniarkę. Potrzebuję leków przeciwbólowych- Powiedział, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Blondyn, zbyt oczarowany, nie odpowiedział nic. James ułożył głowę na łóżku tak, aby było mu wygodnie. Ta delikatna nić, dzięki której przejrzysta tafla wody, oraz dzika flora połączyły się i tańczyły w zaczarowanym tańcu, została przerwana, jednak podświadomie każda ze stron wiedziała, że zatańczą jeszcze nie jeden raz.
Powieki bruneta samoistnie opadały a ten, jakby w transie, nie zarejestrował tego, że zasypia, oraz delikatnego głaskania po głowie, aż w końcu całkiem usnął, natomiast Matthew czuwał.
- Nie jesteś potworem, James, jesteś tylko zagubiony...- Wyszperał niezmiernie cicho, tak cicho, że sam ledwo usłyszał wypowiedziane przez siebie słowa.
        Dopiero po dłuższym czasie Matthew oprzytomniał, gdy usłyszał ciche kroki i skrzypienie otwieranych drzwi. Wystraszył się i szybko, aczkolwiek delikatnie, tak, aby nie obudzić śpiącego, zabrał rękę. Pielęgniarka od razu zauważyła śpiącego nastolatka, więc cichutko zamknęła drzwi i podeszła do blondyna
- Co się stało?- Zapytała szeptem i gdy usłyszała opis całej sytuacji, jaka zaszła powiedziała- Rozumiem. Wszystko okej? Spróbuj się podnieść- Błękitnooki podniósł się do pionu.
- Odrobinę boli, ale powinno być okej, dziękuję.
- Idź do tego pana doktora, gdy już będziesz w domu. I nie patrz tak na mnie- znam pana Thomasa, kiedyś miała praktyki u niego w klinice. Pozdrów go ode mnie, jak i Panią Emily- Mrugnęła. Matthew pokiwał na zgodę głową i wstał.- Mocno śpi- Wskazała głową na drzemiącego nastolatka.
- Tak
- Przenieśmy go delikatnie na łóżko- Poprosiła.

          Od kilkunastu dni nie spał tak dobrze. Cicho mruknął pod nosem i przewrócił się na drugi bok, po czym uświadomił sobie, że coś było nie tak. To nie było jego łóżko, to nie była jego kołdra.Chciał spać dalej, lecz ciekawość zwyciężyła. Dość niechętnie otworzył ciężkie powieki. Zamrugał kilkukrotnie, aby dostosować się do panującego w pomieszczeniu światła. Usiadł przeciągając się i zorientował się, że leży w gabinecie pani pielęgniarki. Przetarł delikatnie oczy rękami i zapytał zaspanym głosem:
- Która godzina?- Blond włosa kobieta podniosła wzrok znad kartek i uśmiechnęła się przyjaźnie do chłopaka.
- Około godziny temu skończyliście lekcje
- Mhm- Ziewnął i przeciągnął się raz jeszcze.
- Lubisz go- Powiedziała nagle otwarcie kobieta opierając głowę o ręce. Nie spuszczała z oka jeszcze zaspanego ucznia.
- Co?- Nie do końca zrozumiał o co jej chodziło, przecież dopiero co wstał z niesamowicie przyjemnej drzemki.- Kogo?- Zapytał jak głupi.
- Tego blondyna... Matthew chyba...- zamyśliła się, a James zrobił wielkie i zdziwione oczy- Tak, to o niego mi chodzi!- Pstryknęła palcami i wskazała na oburzonego nastolatka.
- Nigdy w życiu!- Krzyknął zezłoszczony na kobietę siedzącą przed nim. "Co ona wymyśliła?!"
- Ha! Mam cię!- Zaśmiała się melodyjnie, a jedno z pasemek uleciało jej z za ucha i delikatnie opadło na twarz.- Nie nazwałeś go- Zrobiła minę imitującą krzyczącego bruneta i dodała- "Idiotą", czy "Chucherłkiem", ewentualnie "frajerem". Nie wiem tylko w jakim sensie go lubisz..- Zrobiła dramatyczną pauzę i czekała. Nastolatek prychnął, po czym opuścił gabinet. Gdy zamykał drzwi usłyszał tylko:
- To było niezłe...

         - Zapijanie smutków nie jest dobre...- Upomniał go przyjaciel, gdy James sięgnął po któryś z kolei drink.
- Cicho...- Wymamrotał- Muszę się czymś zająć...- Siedzieli w pobocznym pubie, z daleka od ludzi, już jakąś godzinę. Brunet upijał się coraz bardziej, zapominając o wszystkim.
- Nie wypij za dużo. Obiecaj mi to- Poprosił zatroskany czarnulek, prosząc kelnera o to, aby nie przyjął zamówienia, które zielonooki już chciał złożyć.
- Dobra...
- Ja muszę iść do mamy, ma dla mnie jakąś ważną sprawę. Cześć- Poklepał chłopaka leżącego na blacie, podziękował kelnerowi, po czym ubrał kurtkę i wyszedł.
- Oj James...- Wyszeptał Kyoji sam do siebie, modląc się w duchu za zdrowie przyjaciela.

         Szedł samotnie po ulicy. Po lewej chłodziła się mała ulica, która wcześniej załapała odrobinę ciepła przez promienie słoneczne, teraz je traciła.  Po prawej stały domy ze zgaszonymi już światłami i pogrążonymi we śnie domownikami. James spojrzał na zegarek. Kilkadziesiąt minut temu wybiła północ, a on czuł, że to już czas, aby wracać do domu. Właśnie, Do Domu, czyli do jego samotnego i surowego nadal mieszkania. Przez myśl przeszło mu, aby wstąpić do ojca, do Kyojina, albo do blondyna. Wszystkie trzy odrzucił na starcie. Chociaż wiedział, że we dwóch z tych domów byłby ciepło przyjęty, nie chciał być problemem. Gdyby był trzeźwy- przyszedłby, ale nie w takim stanie- śmierdzący od brudu i alkoholu, oraz z wymiętym ubraniem. Nie mógł im pokazać, jakim bezużytecznym wrakiem człowieka był. Ach, chciałby mówić "wróciłem" i zastać na przykład gotowy już obiad. Jednak nie miał kto go tak przywitać. Kyojina nie mógł kłopotać jeszcze bardziej, z resztą musiał on zajmować się domem, gdy jego mama wybywała na kilka dni, czy parę miesięcy. Spojrzał w niebo i zamyślił się jeszcze bardziej. Od razu rzuciła mu się w oczy jedna, najjaśniejsza gwiazda. Zastanawiał się kto jest nią dla niego samego. Kyoji? Może jakaś dziewczyna, której jeszcze nie poznał? Jakiś chłopak?  Może ktoś, kto jest blisko... Chcąc nie chcąc pomyślał o blondynie, lecz szybko odrzucił tę propozycję jego wyobraźni i oderwał wzrok, by skupić się na drodze. Zorientował się, że już był koło bloku w którym od kilkudziesięciu dni mieszkał. Pomacał kieszenie spodni i odnalazł klucze.
          Leżąc już w łóżku po szybkim prysznicu starał się zasnąć, słuchając jednej z wolnych i delikatnych piosenek. W tamtym momencie miał wyjątkowo dobry humor, taki na jaki było go stać podczas podłamania psychicznego.
Nie myślał o niczym. Wsłuchiwał się w tekst piosenki.
„ …Vansihed when I saw your face
All I can say is it was
enchanting to meet you.”

Te słowa ukołysały go do snu i gdy już prawie zasypiał, wyłączył muzykę, odłożył telefon i pozwolił sobie na odrobinę snu.

          Martwił się o Jamesa. Widział, jak bardzo ten był wykończony i martwił się. Kyoji powiedział mu o wszystkim i gdy raz przyszedł do domu czarnulka nie zastał w nim zielonookiego. Tamtego dnia mógł na spokojnie porozmawiać z Kyojinem. Coraz bardziej ufał chłopakowi i bał się tego. Czuł się, jakby wielki kamień w jego sercu pomału rozpadał się z każda rozmową. Był przerażony tą lekkością i tym, jak łatwo było zrzucić trzymające go od dziecka okowy. Czuł się nieswojo, ale coś podpowiadało mu, że tak powinno być, więc nie oponował. Spojrzał w lewą stronę, jego wzrok powędrował poza wielkie okno z białymi ramami i zatrzymał się na pięknej gwieździe. Jej światło paliło się bardzo słabo, ale wiernie stała koło księżyca. Zauważył również, że tylko ona jedyna stała tak blisko srebrnej tarczy oświetlającej ciemną noc. Zapatrzył się, a z tego stanu uwolnił go cichutki głos kukułki zegarowej. Antyczny zegar stał w salonie i tylko Matthew potrafił usłyszeć go z takiej odległości. Zorientowawszy się, że jest późno, przekręcił się na drugi bok i pogrążył w lekkim, aczkolwiek przyjemnym śnie.

          Ich oczy się spotkały, jednak żaden z nich nic nie powiedział. Matthew skinął lekko głową patrząc w zielone oczy, te były nieruchomo skierowane w jego. Szli razem aż pod klasę młodszego, potem skręcając w jedno z ulubionych miejsc błękitnookiego, a tam stali niedaleko siebie. Jako, że do dzwonka zostało trochę ponad dziesięć minut, blondyn zdecydował się poczytać książkę. Wyjął ją z granatowego plecaka i otworzył na zaznaczonej stronie. Była to powieść młodzieżowa w której główna bohatera poznaje dorosły świat, który u niej obejmował pierwsze kroki na studiach. Zaczął czytać, ignorując wszystkich dookoła. James spojrzał mu przez ramię i również zaczął poznawać fabułę, przynajmniej częściowo. Gdy zadzwonił dzwonek obydwoje ocknęli się i spojrzeli po sobie. Stali bardzo blisko siebie, wcześniej nie zdając sobie z tego sprawy, bedąc zbyt zaaferowanym książką. Brunet po sekundzie lekko odskoczył i czekał, aż młodszy wejdzie do klasy, po czym pobiegł do swojej na zajęcia.

        - Znowu się uchlałeś?!- Już pomału miał dość swojego przyjaciela. Ten znowu się staczał. Trudne było podniesienie go, ale jakoś się udało. Teraz musiał już tylko nie pozwolić upaść mu niżej, inaczej nie będzie już odwrotu; wiedzieli o tym obydwoje, doskonale wiedzieli.
- Mhm...- Usłyszał tylko pijacki pomruk. Już puściły mu nerwy i potrząsnął nim, nie istotne było, że wszyscy w klubie patrzyli się na nich. Kyoji zwracał uwagę tylko wyłącznie na przyjaciela.
- Czy ty możesz się ogarnąć! Wróć do życia, James!- Krzyczał, ale tamten nie reagował. Wkurzony walnął go w głowę, wziął kurtkę z lady stolika i wyszedł, imprezowicze wznowili zabawę. Leżał na stole oddalonym od wszystkich i zapijał smutki, tyle, ile dał radę. Miał wrażenie, jakby najlepszy przyjaciel go opuścił, nie miał już rodziny... Nie miał nic, co miało kiedyś dla niego znaczenie. Ale co miał zrobić? Ten ból był dla niego zbyt realny. Był jak paraliż.Starał się ruszyć, ale ani drgnął. Panika bardzo szybko opanowała jego ciało, była jak trucizna na którą nie ma antidotum. Niebezpiecznie zaszkliły mu się oczy. Spojrzał na ręce, dokładnie na te same dłonie, przez które uciekało mu wszystko. Zakrył nimi głowę w której dudniła klubowa, szybka, taneczna muzyka. Ale on słyszał ją tylko teoretycznie. Stuknął dnem ostatniej szklanki alkoholu i wyszedł. Czuł się bezsilny i to go najbardziej irytowało. Szedł przed siebie ze łzami już cieknącymi po policzkach. Nie widział drogi, czasami wleciał albo na jakiś słup, albo na ogrodzenie, czy murek. Serce biło ciężko i toczyło krew pomału do wszystkich kończyn. Biło i słyszał tylko to głupie serce, które już dawno powinno przestać bić. Ale wcześniej potrafił normalnie funkcjonować; rodziców stracił już dawno, Kyoji tylko się obraził, więc o co chodziło?" O co?! O co tu kurwa chodzi?!" Wyobraźnia odbijała echem słowa w jego głowie i nie pozwalała znaleźć żadnej odpowiedzi, choćby najgłupszej. "Czy ktokolwiek zatęskni za mną, gdy mnie zabraknie? Czy komukolwiek jestem potrzebny? Czy ktoś pomoże mi? Jestem rozdarty, a wszyscy uważają, że to nic, albo udają ślepców. Czy ja wiele pragnę? Chociaż zabijcie mnie, abym nie musiał się tak czuć..." Nowe drastyczne zdania wchodziły do głowy i nie wychodziły z niej; było ich tak dużo. Czuł, że długo nie wytrzyma i wybuchnie. "Pomocy..." Padł na kolana na środku pierdolonej ulicy. Skulił się w sobie, a łzy poleciały wartymi strugami.
        Wiedział; czuł, że coś było nie tak. Nie wiedział tylko co. Zadzwonił do Kyojina, do mamy i taty, do gosposi i jej męża. Sprawdził nawet, czy małemu szczeniakowi nic się nie stało. "James..." Pomyślał i wybrał jego numer telefonu. Pomimo, że dzwonił dwa razy nikt nie odebrał. Martwił się. Usłyszał nagle hałas niedaleko domu. Wystraszył się, ale zbiegł na dół. Nałożył buty i kurtkę, wybiegł. Otworzył bramę i rozejrzał się po ulicy. Nikogo nie zobaczył. Lekko wystraszony postanowił się rozejrzeć. Gdy tak szedł jego oczy uchwyciły skuloną postać na ziemi. Podszedł ostrożnie. Nie mógł uwierzyć.
- James?...- Zapytał cichutko, obawiając się podejść bliżej. Czuł alkohol od chłopaka i wiedział, ze takie osoby są nieprzewidywalne. Usłyszał chlipnięcie i dopiero wtedy zorientował się, że brunet trzęsie się. Podszedł i uklęknął przed nastolatkiem. Wszystko okej?- Zapytał, kładąc mu rękę na ramieniu. James rozpoznał Matthew i aby upewnić się, że to nie sen, oraz ze zwykłej potrzeby, rzucił się na chłopaka przed sobą i mocno wtulił. Błękitnooki poczuł zimne palce, oraz silne ramiona ściskające jego drobną i ciepłą talię. Pogłaskał go po głowie i starał się uciszyć.
- Wstań i chodź do mnie- Poprosił. Nie miał dość siły, aby go podnieść i jedynym, co mógł zrobić były prośby.
- ..je...bez...ny..- Wybełkotał.
- Powtórz- Zaniepokoił się jeszcze bardziej.
- Jeste-em... Bez-nadzijeny...- Wychlipał.
- Nie jesteś, ććććććććććććć... Spokojnie... Wejdźmy do środka, proszę- Brunet ledwo się podniósł i został poprowadzony przez Matthew, kołysząc się na boki. Najtrudniejsze było dla nich wejście po schodach na górę, jednak uporali się z tym. Weszli do pokoju młodszego. Zielonooki padł na łóżko i skulił się na nim, nie przestając płakać.Obok niego usiadł błękitnooki i zaczął głaskać go po głowie, po plecach. Na sam koniec, lekko zawstydzony, położył się obok niego, objął kruchym ramieniem i wtulił twarz w brązowe kosmyki. Po kilku minutach pijany nastolatek przestał płakać i odwrócił się przodem do młodszego, który w dalszym ciągu gładził jego głowę. Tak niespodziewanie ich twarze były tak blisko... Usta otarły się o siebie. Matthew nie do końca wiedział co powinien zrobić, ale oddał bardzo niezdarnie pocałunek. Usta zielonookiego smakowały alkoholem, oraz czymś... Niebiańskim. Nie był one słodkie, jakie czytał, że powinny być. Miękkie, ciepłe, delikatne, męskie... Miały w sobie nutkę magii, a on dał się nią oczarować. James przysunął go bliżej, jednocześnie obejmując to kruche, lekko drżące ciało, oraz pogłębiając pieszczotę. To było jak zwykły pijacki sen, ale to właśnie była rzeczywistość. Brunet zawisł nad chłopakiem i zdjął buty, oraz kurtkę. Matthew zrobił to samo z lekką pomocą starszego chłopaka, po czym znowu połączyli usta. Nie był to pocałunek zachłanny, oraz potężny- był on delikatny, aczkolwiek głęboki. Błękitnooki nie wiedział co miał zrobić ze swoimi rękami, które spoczywały na pościeli. Dalej bał się dotknąć bruneta, a ten, jakby czytał mu w myślach, sam nakierował jego ręce tak, że obejmowały go za szyję. Już bez krępacji drapał kark, oraz głaskał głowę chłopaka nad sobą i patrzył na niego swoimi przymrużonymi ślepiami. Nagle przerwał pocałunek i uniósł się w górę po to, aby zdjąć z siebie bluzkę. Znów nachylił się i patrzył na blondyna. Wziął jego zimną dłoń i nakierował na swój tors i gładził nią ciepłą skórę, nadając tempa. Zajął się szyją chłopaka pod sobą. Delikatnie całował ją, od czasu do czasu liżąc. Zrobił malinkę na wgłębieniu pomiędzy szyją,a  ramieniem, drugą za płatkiem ucha. Oderwał się od jedwabistej, bladej skóry tylko po to, aby zdjąć przeszkadzającą mu bluzkę. Popatrzył z góry na ciało pod sobą. Było nieskazitelne. Ucałował jego klatkę piersiową, schodząc coraz niżej, rękami pieścił sutki, oraz boki Matthew.
- Mmnnnnh...- Sapnął blondynek i zakrył twarz ręką. Nie myślał; nie potrafił. Nie przeciwstawiał się, choć wiedział, ze tamten był pijany, nie kochał go, więc dlaczego on...? On... Chciał tego? Naprawdę chciał kochać się z tym chłopakiem? Tym, który był postrachem szkoły, tym, który go nienawidził? Ale gdyby tak rzeczywiście było to nie dotykałby go tak delikatnie... Gdy Matthew poczuł, że James rozpina jego spodnie, spojrzał na niego.
- N-nie...Boję się...- Wyszeptał. Nigdy z nikim nie był tak blisko, nigdy z nikim nie chodził, zaspokajał się bardzo rzadko.
- Będzie dobrze, nie ufasz mi?- Wychrypiał brunet na chwilę stopując rozpinanie suwaka. Patrzył prosto w błękitne ślepia i czekał.
- Ufam...- Zdziwił samego siebie, że jego usta wyszeptały te słowa. Po nich poczuł rozkosz, gdy gorące, duże ręce dotknęły jego twardniejącego przyrodzenia przez materiał. Wciągnął ze świstem powietrze. Brunet chwilę go popieścił, po czym zajął się zdejmowaniem swoich, jak i blondyna spodni. Położył się znów na nim i wbił w usta, tym razem trochę drapieżniej. Młodszy z nich objął starszego, a ten drugi błądził po mlecznobiałej skórze rękoma. Penetrował podniebienie chłopaka pod sobą, leniwie poruszając językiem. Smaki wymieszały się, a zapach alkoholu wdarł się do drugich ust. Oszołomiony nowymi doznaniami nastolatek pomału zatracał się. James pomału ściągał mu bieliznę. Sięgnął pomiędzy pośladki nastolatka i delikatnie potarł jego wejście. Ten wierzgnął nogą, unosząc się lekko w górę, tym samym wyginając kręgosłup niczym kot. Starszemu podobała się ta reakcja. Poślinił jeden palec i zaczął pomału wkładać go w dziurkę.
-Ni-Nghhhht- Usta Matthew zostały zamknięte przez ich odpowiedniczki. Gdy chłopak rozluźnił się, doszedł drugi palec. Oba posuwały się po jedwabistym wnętrzu, zginając się, oraz przekręcając. Nagle trafiły w prostatę, a z ust blondyna wydobył się krzyk rozkoszy. Gdy trzeci palec już spokojnie poruszał się w środku razem z innymi, James wyjął je. Całkowicie zdjął bieliznę z ich obu i ukląkł przed blondynem.
- N-nie... Boję się...- Wysapał równie podniecony co starszy. Został pogłaskany delikatnie po twarzy, a główka weszła do środka. Gdy brunet zobaczył lekki wyraz bólu na bladej twarzy, zareagował.
- Ćććććć... Zaraz przestanie...- Pocałował go, oraz sięgnął ręką do członka chłopaka, aby rozluźnił się. Wchodził w niego pomału, a gdy jego penis był już w połowie, szybko pchnął swoje przyrodzenie wgłąb tunelu. Niemy krzyk wydobył się z ust Matthew, a do jego oczu naleciały łzy. Bolało, ale nie aż tak, jak się spodziewał, czy czytał. Brunet poczekał, aż drugi chłopak przyzwyczai się i dopiero wtedy zaczął się w nim poruszać; wykonywał delikatne, płytkie i miarowe pchnięcia biodrami czując, że pomału błękitnooki rozluźnia się, a seks sprawia mu przyjemność, a nie ból. Pochylił się i ucałował malinowe, mięciutkie usta czekając, aż zaczną wydawać rozkoszne dla uszu jęki. Z coraz szybszymi ruchami bioder słyszał coraz to głośniejsze jęki, gdy trafiał w to specjalne miejsce. Sięgnął pod siebie i złapał twardego członka chłopaka, stymulując go w rytm swoich pchnięć. Ten mocno oplatał chudymi ramionami jego kark drapiąc go, oraz przeczesując ręką puszyste włosy. Brązowe kosmyki były grube, oraz miękkie. Blondyn czuł się wspaniale, jego umysł był czysty, a on sam skupiał się na wielkiej rozkoszy, którą otrzymywał. Poczuł, że James przyspieszył ruchy bioder jeszcze bardziej i wiedział, że niewiele czasu minie, a oboje dojdą.
- Z-zaraz..- Wychrypiał podniecony do granic możliwości starszy chłopak. Matthew doszedł jako pierwszy, chwilę po nim brunet, który opadł bezwładnie na jego ciało. Oboje mieli zarumienione twarze i starali się uspokoić oddechy. Po długiej chwili oboje oddychali już normalnie, a zielonooki leżał koło kruchego ciała nastolatka, który zdecydował się otworzyć zmęczone oczy i spojrzeć na towarzysza. Ten spał w najlepsze z przewieszoną ręką na klatce piersiowej błękitnookiego. Młodszy przykrył ich kołdrą, oraz pogłaskał go delikatnie po twarzy i wtulił się w duże barki chłopaka. Oboje zasnęli wtuleni w siebie. Ostatnią myślą Matthew było "Pierwszy pocałunek i stosunek... To piękne przeżycie, tak samo, jak mężczyzna śpiący koło mnie...".

2 komentarze:

  1. Ommm ja chce dalej *-*
    Czekam na nexta ^^
    Tylko mi sie nie waż coś komukolwiek zrobić;-; za bardzo się już do nich przywiązałam, do Dereka też :)
    No to czekam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :)
      Bardzo dziękuję za każdy twój komentarz; to wiele dla mnie znaczy i cieszę się, że ci się podoba to opowiadanie. Należy ono do tych bardziej smutnych historii, jednak spokojnie, zdradzić mogę tyle, że nikt nie umrze ;)

      Usuń

Poproszę o twój komentarz ~`<3