niedziela, 8 listopada 2015

Bring me to life 6

Witam ! Nareszcie dodaję rozdzialik i przepraszam za długą nieobecność. Tym razem "spinam dupę" i biorę się za rozdzialiki!
Będę pisać również zaległe rozdziały takie jak "Nadmorska przygoda" czy
"Just be Friends- prolog". Przepraszam również za krótki rozdział ;---;.
Zapraszam...

Obudził się. Od razu poczuł niesamowity ból głowy, jakim był kac, a chwilę później zarejestrował ciepło na swoim prawym boku. Otworzył oczy, aby sprawdzić z kin przespał się po pijaku, a gdy ujrzał spokojnie śpiącą twarz Matthew krzyknął w myślach. Nie mógł w to uwierzyć! "Skąd? Jak? Dlaczego?!" Zarzucał się pytaniami na które nie mógł odpowiedzieć. Spojrzał przez okno znajdujące się po prawej stronie. Wychylił się nad blondynem. Nad drzewami pomału robiło się coraz jaśniej. Spojrzał przed siebie na zegar wiszący na ścianie. Tarcza urządzenia wskazywała na godzinę piątą. Pomału budziły się wszystkie zmysły i poczuł ostrą suchość w gardle. Szybko musiał znaleźć coś do picia. Delikatnie zszedł z łóżka i od razu wychwycił butelkę wody mineralnej. Otworzył ją i upił kilka solidnych łyków. Spojrzał na chłopaka śpiącego samotnie na łóżku. Pomimo lekkich ciemności panujących w pokoju mógł dostrzec piękną, bladą skórę chłopaka. Wyglądała niczym porcelana. Przejechał wzrokiem wyżej i wychwycił malinkę, którą zrobił gdy... Kochali się. Serce zabiło.mu szybciej i poczuł, że się zarumienił. Czyżby... On, James zakochał się?
"Kurwa... Chyba kogoś poko-pokochałem" pomyślał niedowierzając. Jak?! Dlaczego?! Dlaczego akurat ten blondyn! Dlaczego w ogóle jakikolwiek chłopak! Przetarł ręką twarz i znowu spojrzał na chłopaka. Czy on był gotowy na jakikolwiek związek? W jednym poważnym już był, ale rozpadł się on szybciej, niż zdążył to zarejestrować. Chodził wtedy z dziewczyną, ale nie układało im się dobrze. Ona ciągle miała pretensje o to, że on nic do niej nie czuje, oraz nie traktuje ich związku na poważnie, a on po prostu nie wiedział jak miał okazać uczucia. Dlaczego miał ciągle mówić, że kocha, skoro nie miał na to ochoty? Powinna być tego świadoma, w końcu byli ze sobą. Byli. Czasu nie mógł cofnąć, tak samo wybaczyć jej, że przez byłe co postanowiła zakończyć ich związek. Kiedyś żałował on, że nie zatrzymał jej, nie buntował się, tylko stał i patrzył, jak wiatr rozwiewał jej włosy koloru ciemnego blondu... Teraźniejszość była inna. Niedaleko spał chłopak, który irytował go tylko swoim istnieniem, oraz tak wielką obojętnością na swój los. Podczas gdy on miotał się z emocji, drugi chłopak był niewzruszony. To właśnie dlatego go nienawidził. Ale... Jak wiele się zmieniło? Odłożył butelkę na ziemię i powrócił do łóżka, ciepłego łóżka z delikatnym jasnym ciałem czekającym, aż ktoś je przytuli, obroni. Co miał zrobić, gdy kochał i nienawidził? Spojrzał raz jeszcze na pogrążoną we śnie twarz, zjechał wzrokiem na odkryte ramię, oraz plecy. Do głowy wleciała mu głupią myśl. "A gdyby tak wyrosły blondynowi skrzydła aniołka?". Odgonił szybko absurdalny pomysł i starał się zasnąć. Było wcześnie, więc mógł sobie pozwolić na trochę więcej snu.
Tak szybko, jak zamrugał oczami, tak szybko przypomniał mu się ostatni wieczór. Spojrzał na chłopaka obok siebie, który smacznie spał. Zaczerwienił się. "Łaał, pierwszy pocałunek i pierwszy stosunek jednego wieczoru" pomyślał szczęśliwy. Zaraz, zaraz... Szczęśliwy? On? To... Ten mężczyzna zmienił wszystko. Nawet nie zauważył, a tyle się w nim zmieniło. Tak nagle, niezauważalnie przestał być osobą bez uczuć- pokochał. "Po-ko-chał" obiło mu się o uszy. Ale ciągle zastanawiał się nad jednym: jak ten jeden mały człowiek zmienił w nim wszystkie złe emocje? Czy to prawdziwa miłość? Czy tak ona smakuje? Czy jest się szczęśliwym bez powodu tak, jak teraz?
Jego rozmyślania przerwał budzik, który zadzwonił oznajmiając godzinę szóstą piętnaście.
- James...James...- Wołał smacznie śpiącego bruneta, szturchając go w ramię delikatnie.
- Mnnnnn....- Usłyszał w odpowiedzi.
- Wstawaj, musimy iść do szkoły- Nie poddawał się. Chciał zobaczyć jego reakcję po ich magicznej nocy, spojrzeć w te leśne oczy, przeczesać ręką brązowe kosmyki i zaplatać je między palcami. Podobnież zrobił. Trochę obawiając się gniewu starszego chłopaka sięgnął ręką do jego głowy i pogłaskał go. Ten jak na zawołanie otworzył oczy.
Nie wiedział, co miał zrobić. Matthew obudził go, a ten otworzył oczy i gdyby tego nie zrobił, mógłby udawać, że śpi dalej. Nastała niezręczna sytuacja.
- Szko-ła...- Wyszeptał onieśmielony i zażenowany błękitnooki.
- Mhm- Głowa dalej go bolała i podejrzewał, że w domu obok leżącego chłopaka nie ma żadnego leku na kaca. Odwrócił się na bok i zilustrował wzrokiem mlecznobiałe ciało obok. Było delikatnie i chłopięce, wydawało się tak kruche, niczym najcieńsza porcelana. Owy obiekt obserwacji podniósł się do siadu, a na jego twarzy wymalował się grymas bólu. Oboje zastanawiali się, który z nich powinien pierwszy wstać, aż w końcu to James w ciszy odwinął kołdrę i wzrokiem przeczesał pokój w poszukiwaniu ubrań. Włożył na siebie rzeczy, które nosił dnia poprzedniego i ukradkiem spojrzał na Matthew. Czekał. W końcu młodszy z nich odważył się podnieść wzrok znad rąk i ich oczy przecięła znajoma nić z wcześniej; po raz kolejny ich oczy zawirowały w niesamowitym, magicznym tańcu, który niechętnie przerwali. Ubrali się w ciszy, a gdy James kończył ubierać koszulę, Matthew zapytał:
- Chciałbyś zjeść śniadanie?- Uniósł wzrok, który samoistnie poleciał na jeszcze odkryty brzuch chłopaka, gdy ten odwrócił się przodem do blondyna.
- Nie, zjem w mieszkaniu- Między nimi znowu nastała niezręczna cisza. Starszy z nich usiadł na brzegu łóżka i zastanwiał się co zrobić, gdy kończył ubieranie się. Ciszę przerwał słaby głos Matthew.
- Będziesz dziś w szkole? Podejdziesz po mnie?- Zapytał, nie spuszczając wzroku z tego cudownego chłopaka... Mężczyzny. Miał małą nadzieję, że kiedyś powtórzą tę magiczną i cudowną noc. Miał ochotę przytulić się do jego ciepłych i szerokich pleców; poczuć to bezpieczne i przyjemne ciepło. Ciągle pamiętał, jaka szorstka była skóra Jamesa, jak pachniała. Jak puszyste i delikatne był jego włosy, gdy je czesał. Tak bardzo chciał znowu poczuć go obok siebie- najmniejszy gest ucieszyłby go, może nawet uśmiechnąłby się. Nareszcie.
- Nie wiem...- Odparł trochę zażenowany, pocierając kark ręką. Blondyn podziwiał te palce, które kilka godzin wcześniej błądziły po jego ciele. Palce były długie, dłoń szeroka. Taka mała dłoń, jak błękitnookiego, znalazłaby w nich swoje miejsce. W zimę nie marzłyby mu palce, które ogrzewałby ten zielonooki, dziki chłopak. Czułby się bezpiecznie opleciony przez lekko umięśnione ramiona, a słodki ciężar rozgrzewałby go szybko podczas mroźnych nocy. Pragnąc dotyku pomyślał "co mi tam" i cichutko podszedł do pleców odwróconego tyłem starszego z nich i ucałował zewnętrzną stronę ręki, która dalej leżała na jego karku. James lekko podskoczył wystraszony i zdziwiony śmiałym czynem bladego chłopaka. Nagiego chłopaka czekającego w łóżku na jego kolejny krok... Nie, to już robiło się zbyt niebezpieczne. Zarumienił się delikatnie i w duchu przyjemnie mu się zrobiło; nagle pusto, gdy te ciepłe wargi odsunęły się od jego skóry.
- No dobrze... A-ale będę czekał... Tak jak zawsze...- Oznajmił onieśmielony swoim czynem. Zrobiło mu sie chłodniej, gdy kołdra owinięta białą poszwą osunęła się z jego ramion w dół, odsłaniając jego śnieżną, nieskazitelną skórę na piersi. James odwrócił się w jego kierunku, zapatrzył na odsłonięte ciało i ze strachem stwierdził, że ten drobny chłopak jest piękny, a biel dodaje mu uroku. On nie był słodki, nie był przystojny, tylko... Piękny. Jak mógł tak pomyśleć? Przecież jeszcze niedawno nienawidził blondyna, wkurzała go jego obecność, był chamski wobec niego, a teraz?... Co się zmieniło, że patrzył na niego jak na anioła? Dlaczego chciał go widzieć codziennie rano; takiego trochę zaspanego, acz ufnego i świecącego jakąś anielską poświatą? Zgłupiał już kompletnie. Nie potrafił wybudzić się z tego stanu, ale czy na prawdę chciał zniszczyć coś tak pięknego? Czy zbić tę szklaną bańkę zawierającą jego pragienia? Nie chciał, kategorycznie odmawiał tego. Wręcz przeciwnie- chciał chronić to złotowłose stworzenie już zawsze... Ale się bał. Wstał, powiedział najnormalniejsze "cześć", wziął swoją kurtkę i buty, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając trochę smutnego aniołka samego. I chociaż chciał do niego wrócić, ucałować w czoło to nie zrobił tego. Był zbyt przerażony wszystkimi nowymi emocjami, jakich doznał. Chciał na spokojnie na wszystko sobie odpowiedzieć w spokoju. Chciał być sam, całkiem samotny w pustych i surowych czterech ścianach.

Wszedł do mieszkania. Zdjął jedynie buty i padł, jak długi na kanapę. Po chwili zdecydował jednak, że napisze do Kyojina, poprosi, aby przyszedł. Nie mógł być sam. Czuł się na prawdę źle i bał się samego siebie. Mógłby wręcz oszaleć, gdyby...Rozmyślania przerwało połączenie przychodzące od przyjaciela. Odebrał
-...Halo?
- Co się stało?- Usłyszał ułożony i spokojny głos przyjaciela. Odczuł minimalną ulgę.
- Musimy pogadać...
- Rozumiem, będę za pięć-siedem minut, jestem obok. Skoczę jeszcze po coś do sklepu- Rozłączył się. James cały czas leżał, a właściwie wegetował. Nie potrafił inaczej określić stanu w jakim się znajdował. Był szczęśliwy, a jednocześnie coś rozrywało go od środka. Tak, przespał się z tym chłopakiem... Nigdy nawet nie pomyślał o nim w ten spo... Pomyślał. W gabinecie pani pielęgniarki, rano, oraz kilka razy wcześniej. Jak on mógł być taki głupi! Już wtedy powinien był zagrodzić sobie drogę do uczuć! Powinien wcześniej zauważyć, że coś się w nim tliło i konkurowało ze smutkiem, jaki wyżerał go od środka... O nie.... Przyznał się przed samym sobą do jakichkolwiek uczuć. Miał się ich wyrzec! "Nie chcę znowu czuć bólu!" Pomyślał, a jego oczy zaszkliły się. Chwilę później usłyszał brzdęk kluczy. To Kyoji, który dostał dodatkowy komplet wszedł za pomocą nich do środka. Zdjął buty i udał się do kuchni. Odłożył zakupy, którymi były słodycze i cztery puszki piwa . Po dłuższej chwili wrócił z dwoma szklankami aromatycznego kakao, piwo mieli wypić wieczorem. Podał jedno leżącemu przyjacielowi, który przyjął naczynie z wdzięcznością. Między nimi zapadła cisza. Włączyli telewizor, aby w pomieszczeniu nie panowała ponura i z deczka irytująca cisza. Dopiero po długich, ciągnących się minutach James uspokoił się i zaczął opowiadać o tym, co zrobił, a właściwie zrobili wraz z Matthew. Gdy brunet skończył znowu zapadła cisza. Puste kubki stały na stole i grzecznie czekały na ruch któregoś z nich, przy akompaniamencie cichego tykania zegara. Tik tak, tik tak, tik tak, tik tak...
- Powiedziałeś mu?- Nagle czarnowłosy zapytał, zielonooki pokiwał głową na znak, że od tamtej pory nic, a nic między nimi nie zaszło.- Rozumiem- Odpowiedział.
Cały dzień przesiedzieli sami, praktycznie nie myśląc po tym, gdy czarnooki wyraził swoją niekompatybilną ze zdaniem przyjaciela opinię.


Czekał na niego tak długo, że spóźnił się na pierwsze lekcje. W połowie drogi podbiegł do niego obcy mu chłopak i zakomunikował, że został przysłaby, aby bronić młodszego, zamiast bruneta. Ten człowiek był mu obojętny i wolał zdecydowanie bardziej zielonookiego, dzikiego nastolatka, niżeli, według niego, szarego człowieka. Ale jak James chciał, tak zrobi. Ich podróż od szkoły skończyła się wezwaniem karetki przez starsza panią zaniepokojoną widokiem krwi i leżącego, pobitego blondwłosego.
Szpital. Zabandażowana ręka, klatka piersiowa, oraz głowa. Znużenie przez silne leki przeciwbólowe i pustka- Tak właśnie czuł się Matthew, gdy leżał sam, całkiem sam na sali. Nikt z rodziny nie został jeszcze poinformowany o pobiciu, dopiero lekarze dzwonili do jego rodziców, oraz do opiekunki, Nie chciał podać swoich danych osobowych, gdy zrozumiał, że James mógłby oberwać za niedopilnowanie go. Nie chciał być ciężarem dla zielonookiego, ale po długich przekonywaniach pielęgniarek podał imię, nazwisko itp.
Leżał na dużym, szpitalnym łóżku. Całkiem sam w czterech ścianach. Za oknem słońce sporadycznie wyłaniało się zza biało-szarych obłoków. Matthew patrzył na nie i zastanawiał się, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Odkąd spotkał bruneta nic nie było takie, jak wcześniej. Dlaczego? Tyle rzeczy wydarzyło się, było nadzwyczajne... Czy w końcu zaczął żyć? Nie wiedział, jak sobie na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ nie wiedział, jakie życie było naprawdę. Mógł tylko się domyślać... Nagle drzwi otworzyły się, a przez nie do pokoju wparowała niania.
- Matko! Aniołku, czy wszystko w porządku?!- Od razu ujrzawszy go rzuciła się do łóżka ignorując fakt, że w rękach trzymała rzeczy nastolatka. Pogłaskała go z czułością po głowie, a jej postarzała twarz wyrażała smutek i współczucie.- Kto ci to zrobił?- Nie przestawała go głaskać.
- Nie wiem- Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie wiedział, kim był owy chłopak, ale skądś musiał wiedzieć, że James nie przyjdzie...
-o jejku... Dlaczego akurat ciebie ot spotkało?- Też się nad tym zastanawiał, lecz nie powiedział jej o tym.


-Sms- Stwierdził Kyojin, gdy usłyszał cichy sygnał świadczący o wiadomości.
- Mhm- Odparł lekko otumaniony James. Wziął leki uspokajające, które wcześniej kupił mu przyjaciel i leżał spokojnie na kanapie, przykryty kocem i skupiony na filmie. Po chwili usłyszał westchnięcie przyjaciela i spojrzał się na niego.
- Co się stało?- Widział po jego minie, że coś było nie tak.
- Matthew...- Zaczął i nie skończył, ponieważ brunet od razu przerwał mu w połowie zdania.
- Co mu jest?- Bez powodu jego najlepszy przyjaciel nigdy nie wzdychał, oraz nie robił takiej zaniepokojonej miny. Okazywanie uczuć było u niego naprawdę rzadkie, co było całkowicie przeciwne do zachowania zielonookiego. Ich charaktery idealnie pasowały się w siebie pod tym względem.
- Pisze, że jest w szpitalu- Oczy Jamesa nagle się powiększyły- Pisze, że jakiś blondwłosy chłopak, w naszym wieku, podszedł do niego i powiedział, że jest na zastępstwie zamiast ciebie i mnie. Wciągnęli go gdzieś i pobili...- Nie mógł w to uwierzyć. "Jak to się mogło stać?! Kto to był" zastanawiał się, a w głowie miał tylko jedną osobę skłonną do tego.
- Myślisz o tym samym, co ja, prawda?
- Tak. Podejrzewam, że to był ten blondynek od Andyego...- Uniósł wzrok na przyjaciela.
- Charlie
- Dokładnie- Spuścił oczy w dół na swoje ręce, które samoistnie zacisnęły się na kocu. Obmyślał plan, jak mógłby się na nim zemścić, gdy usłyszał głos ciemnowłosego.
- Nie uważam, że zemsta jest dobrym posunięciem, ale... To zabrnęło już za daleko- Powiedział hardo, również rozmyślając nad planem. Milczeli oboje ignorując lecący w telewizji film sensacyjny. Mieli znacznie ważniejsze rzeczy od roboty. Siedzieli, praktycznie nie ruszając się, gdy Jamesowi wpadła do głowy myśl.
- Idziesz go odwiedzić?
- Tak. Też idziesz? Wiem, że chcesz- To była prawda. Chciał zobaczyć, upewnić się, że nie jest z nim tak źle, jak się obwiał. Głupia wyobraźnia podsuwała mu przeróżne myśli, jak amputacja nogi, czy ręki. Bał się o tego drobnego chłopaka.
- Chcę, ale... No wiesz... Po dzisiejszej nocy...
- Idź- Odparł z przekonaniem- Będzie chciał cię zobaczyć. Zrobisz to?- W odpowiedzi dostał skinienie głową. Potem oboje powrócili do swoich myśli.


- Jak się czujesz?- Zapytała kobieta koło czterdziestki. Ciemne włosy przyprószone siwizną miała sztywno związane nad karkiem. Jej czarne oczy śmiały się i nosiły ze sobą łagodność.
- Tak samo- Odpowiedział.
- Na pewno nic cię nie boli? Podaliśmy ci leki, ale możesz poprosić o mocniejsze..
- Nie trzeba- Od razu zaprzeczył. Nie chciał dłużej przebywać z tą kobietą, nie znał jej.
- Gdybyś czegoś chciał to po prostu wciśnij guzik- Uśmiechnęła się promiennie i wyszła zamykając za osbą białe drzwi z szybą u góry. Nudził się. Wcześniej poprosił gosposię, aby przyniosła mu ze dwie książki leżące na biurku, oraz laptopa z ładowarką. Pojechała od razu. Kobieta postanowiła wpaść jeszcze od sklepu po coś słodkiego. " To szpitalne jedzenie jest niezbyt smaczne. Gdybym ja tutaj pracowała, zmieniłabym wszystko, aby mojemu aniołkowi smakowało!" Oznajmiła, a on uśmiechnął się do niej lekko. Usłyszał cichutkie skrzypnięcie drzwi i ujrzał dwie postaci wchodzące do sali. Serce zabiło mu trochę szybciej.
- Cześć- Usłyszał od Kyojina. Skinął głową na powitanie. Cały czas patrzył na Jamesa trochę zażenowanym wzrokiem. Wstydził się, że nie potrafił obronić się tak, jak podczas poprzedniej bójki, w której brał udział wraz z zielonookim.
- P-Pójdę po coś do picia...- Oznajmił cicho brunet i wyszedł. Zapamiętał, że dwa automaty z napojami i ze słodyczami były gdzieś na pierwszym piętrze. Nie spiesząc się schodził po schodach myśląc. Szkoda mu się zrobiło blondyna. "Matthew przecież na nic nie zasłużył!" Krzyczał do siebie samego w głowie. Przed oczami miał łóżko szpitalne, wiele bandaży, gips na lewej ręce i posiniaczoną twarz. Smutną twarz. Po raz kolejny przysiągł sobie zemstę.
- Zabiję ich wszystkich...- Wyszeptał
- Przepraszam pana, ale długo pan stoi patrząc się na kubek, a mi się spieszy...- Odwrócił twarz w stronę głosu. Jakiś mężczyzna czekał w kolejce do automatu.
- Proszę...- Zabrał na razie jeden kubek i poczekał, aż ten wybierze sobie napój. Nieznajomy odszedł a brunet poczekał, aż maszyna zrobi jeszcze dwa ciepłe picia i z trzema kubkami ruszył do sali. Po krótkiej chwili znalazł się tuż pod drzwiami. Aby wejść musiał zastukać czubkiem buta. Otworzył mu przyjaciel. Wszedł i położył kubki na stoliku.
- E-ej Matthew...- Za jąkał się trochę niepewny- Wziąłem ci gorącą czekoladę. Nie wiedziałem co chcesz, zapomniałem się zapytać- Odważył się unieść wzrok. Od razu niebiański błękit pochwycił go w swoje objęcia.
- Mhm- Cicho mruknął Matthew. James wziął kubek z ciepłym napojem i usiadł na krzesełku, które znajdowało się obok łóżka blondyna. Chuchnął kilka razy na ciecz i podsunął do ust młodszemu, delikatnie przechylając kubek.
- Dziękuję- Odpowiedział błękitnooki. Ucieszył się z tej miłej drobnostki. Nie podejrzewał, że on, wielki James, będzie dla niego aż tak miły. Ciepło mu się zrobiło w środku, nie tylko przez gorącą czekoladę.
Jego przyjaciel był głupi, aczkolwiek Kyoji rozumiał zachowanie Jamesa. Preferował dziewczyny, a nagle zakochał się w chłopcu. Do tego waliło mu się życie i jego serce wybrało najmniej odpowiedni moment na zakochanie się. Tylko czarnowłosy rozmawiał z blondynem, James stał pod ścianą i z uporem podziwiał różne przedmioty, nie zaszczycając pozostałej dwójki ani słowem, ani spojrzeniem.
- Dlaczego z nim nie pogadałeś?- Zapytał Kyoji, gdy wyszli z pokoju szpitalnego, gdyż godziny odwiedzin skończyły się. James nie odpowiedział. Potarł tylko kark ręką.- Rozumiem, że się bałeś, ale on czekał, aż wykonasz ruch..
- Dlaczego ja?- W końcu postanowił odpowiedzieć; wiedział, że prędzej, czy później zaczęliby ten temat.
- Bo nie wiedział, czy może sobie na to pozwolić- Wyjaśnił. Już nie wiedział, jak miał do niego mówić, aby ten drugi zrozumiał tak delikatny temat.
Wracali oboje w całkowitej ciszy, przerywanej tylko przez przejeżdżający od czasu do czasu samochód. Wszelakie owady już spały, na dworze robiło się coraz zimniej, dni stawały się krótsze. Rozstali się niedaleko domu bruneta. Wszedł do mieszkania, jak zwykle zamykając je od razu i kładąc klucze na ciemnej komodzie. Z holu przeszedł do kuchni i wyjął z lodówki schłodzone piwo. Udał się przed kanapę i tak, jak ostatnio miał w zwyczaju, zamyślił się. Z tego stanu wyszedł, gdy za oknem księżyc już dawno widniał na niebie i powoli ustępował słońcu. James ciągle łapał się na myśli, że chciałby wtedy odprowadzić blondyna i obwiniał się za jego pobicie. Właśnie, propo pobicia... Zemsta.
Co miał zrobić? Ucieszył się, gdy James przyszedł go odwiedzić. Oczywiście, obecność Kyojina również go cieszyła, ale nie tak jak tego zielonookiego buntownika. Był miły dla Matthew, ale czuł się z tym dziwnie... Oboje czuli. Żaden z nich nie przywykł do czułości od ukochanej osoby. Ale cieszył się. Czyżby wróciły do niego uczucia, które zasiały nowe, pozytywne? Czy nareszcie mógł czuć się, jak zwykły nastolatek? Cóż, może nie aż taki zwykły, w końcu odkrył, że lubi chłopców, ale to zawsze było coś. To „coś” czyniło go człowiekiem.


Matthew spędził w szpitalu dwa tygodnie, po których został wypisany do domu i odebrany przez nianię, oraz jej męża. W czasie jego pobytu został odwiedzony kilka razy przez Kyojina, czasem pojawiał się Derek. James nie przyszedł ani razu. A on tęsknił. Od razu, gdy minął próg wielkiego domu, do jego nóg przybiegł szczeniak, którego przygarnął wcześniej. Pies sięgał mu już do kolan i nosił wdzięczne imię Iris. Nie przypominał już zmarzniętej kulki futra. Był dostojny i szalony za razem, uczył się tresury pod ręką blondyna.
Matthew siedział w domu jeszcze tydzień po którym wrócił do szkoły. Aby odprowadzić młodszego do szkoły przyszedł Kyoji zamiast Jamesa. W szkole również nie było bruneta. Pojawił się dopiero w następnym tygodniu gdzie nie gdzie owinięty bandażami. Jak się później okazało, po bójce. Wraz z azjatyckim przyjacielem, oraz nieznaną mu grupką chłopaków, wdali się w zadymę. Powód był nieznany, przynajmniej jemu i policji.


Relacje z Jamesem nie posunęły się od przodu ani o najmniejszy kroczek, przynajmniej do pewnego wieczoru.
- James?- Zdziwił się Matthew, gdy w progach jego domu pojawił się brunet. Śmierdziało od niego alkoholem.- Wejdź- Odchylił się od drzwi i wpuścił bruneta do środka. 


 

2 komentarze:

  1. Pisz dalej! Jestem straszenie ciekawa co bd dalej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam c:
      Cały czas piszę i również nie mogę się doczekać, aby się dowiedzieć co moja główka wymyśli dodatkowego podczas pisania.
      Dziękuję za słowa otuchy :D
      Do następnego rozdziału

      ~A.Wolvin

      Usuń

Poproszę o twój komentarz ~`<3