środa, 17 lutego 2016

Bring Me To Life 7

WIELKI COME BACK!
Wróciłam z nowym rozdziałem, masą weny i pomysłów! Teraz łapcie gotowy i trochę krótki rozdział. Już niedługo wiele się zmieni....
        - Wejdź- Przesunął się, wpuszczając gościa, który od razu złapał go za rękę i pociągnął w kierunku schodów.- Uważaj. Chwiejesz się i zara…
- Nie ważne- Wybełkotał ten drugi. Matthew zastanowił się, czy to się kiedyś zmieni- pijactwo Jamesa. Miał nadzieję ujrzeć kiedyś tego szalonego zielonookiego chłopaka pod swoimi drzwiami. Powiedziałby „Wyłaź już, bo spóźnimy się do szkoły!” zadziornym tonem głosu, nieznoszącym sprzeciwu i z dzikimi oczami. Chciał go ujrzeć takiego, jak wtedy; czy to się spełni, czy James zostanie już taki na zawsze? Zostanie pustym alkoholikiem? Tego nie chciał. Matthew oddałby wszystko, aby zabrać cierpienie tego drugiego. „ Żebyś tylko się uśmiechnął..” Wyszeptał do siebie. Zanim się zorientował byli już w pokoju blondyna.
- J-James… Zwolnij proszę…- Wyszeptał między wydechami i wdechami- Chcę porozmawiać…
- Ja nie chcę- Obydwoje nie mieli już na sobie bluzek, ich nagie torsy się stykały, szyja Matthew była w pocałunkach i niewielkich malinkach. Pomimo sprzeciwu blondyn postanowił spróbować.
- Kim dla ciebie jestem?- James zatrzymał się i nic nie powiedział.- Kim dla ciebie jestem?- Powtórzył. Miał nadzieję, że nie zwykłą seks-zabawką. Właściwie od samego początku o tym rozmyślał, jednak dopiero teraz dał radę zapytać się o to.
- Nie wiem- Spojrzał mu w oczy szczerze- Nie wiem…- Dodał i przyssał się do sutków młodszego, co spotkało się z jękiem.
          Matthew nie tak wyobrażał sobie to wszystko. Jednak odrobinkę cieszył się, że James nie powiedział, że jest tylko po to, aby wyżył się seksualnie, jednak zawsze pozostaje to „ale” z którym wojował. Do uszu Jamesa doleciał słodki jęk wydobyty z jasnych ust. Kontynuował pieszczotę, pomału schodząc niżej, do pępka. Całując go, jednocześnie rozpinał pomału guzik spodni chłopaka, powolutku rozporek… Dotarł do krocza, które pocałował z wielką delikatnością. Był dla Matthew bardzo delikatny i chciał zwalić to później na alkohol. On i delikatność na trzeźwo? To się nie mogło udać.
- Zwolnij…- Poprosił między jękami. James go nie słuchał, zbyt przejęty całowaniem całego ciała chłopaka. Przez te dwa, czy trzy piwa stał się o wiele odważniejszy, miał mocną głowę do alkoholu, więc nazajutrz będzie pamiętał każdy szczegół. Chciał wykorzystać okazję na w pełni świadomy seks i tak właśnie robił. Pociągnął młodszego za rękę na ziemię i od razu przykrył swoim ciałem jego.
- Teraz ty- Wychrypiał od ucha Matthew, który zaczerwienił się bardziej. Poczuł niezdarne, acz miłe pocałunki na szyi i karku. Mruknął pod nosem i wystawił się bardziej do pieszczoty, kolanem ocierając się o krocze młodszego, co spotkało się z jękiem przy jego uchu, który jeszcze bardziej go nakręcił. Ściągnął z nich obu spodnie i dorwał się z powrotem do szyi Matthew; poruszał ręką wzdłuż ich członków ściśniętych między jego dłonią. Blondyn zarzucił ręce na kark bruneta i zaczął nimi wodzić, jednocześnie cicho pojękując z rozkoszy. Gdy oboje prawie odchodzili, James puścił ich penisy i odwrócił blondyna na brzuch. Chwilę go rozćwiczył i włożył mokrego członka do dziurki. Zaczął się poruszać; pierw wolno, później nabierając tempa. Nagle wstał i pociągnął młodszego na ścianę. Matthew dotykał plecami zimnej powierzchni, nogi zaplótł na lekko zarysowanych biodrach Jamesa.
- J-James..- Wyjęczął mu do ucha- Łóżko, proszę- Wycedził i przenieśli się na materac. Blondyn gdy dochodził wbił paznokcie w plecy starszego i przesunął rękami, mocno drapiąc jego plecy. Zielonooki mocno wbijał się w miękkie i mokre w środku ciało i skończył w nim. Oboje zasnęli prawie od razu; James ułożył się wygodnie, mocno przywierając do brzucha Matthew, a on delikatnie gładził go po miękkich włosach. Ten seks był bardzo dobry i blondyn, choć wstydził się przyznać przed samym sobą, chciał go powtarzać w nieskończoność. Po raz pierwszy pomyślał o różnych pozycjach podczas stosunku i aż sam się zdziwił na swoją odwagę. Pomimo sprośnych myśli poczuł się choć odrobinę normalnie, jak każdy chłopak, czy mężczyzna, który zaznał tej cudownej rozkoszy zwanej orgazmem.
         W podobny sposób minęło kilkanaście dni. Chłopcy kochali się za każdym razem, gdy od Jamesa było czuć alkohol. Brunet nigdy nie okazał zainteresowania drugim na trzeźwo, przez co Matthew cierpiał, ale cieszył się z każdej wspólnie spędzonej chwili. Mógł patrzeć w te piękne oczy... Które całkiem się zmieniły. Zaczęły w nich tańczyć maleńkie świetliki. Przeplatały się one z zielenią, a gdy gasły- zatapiały się w czarnej barwie źrenic po to, aby dać młodszym zabłysnąć. Linie papilarne u dłoni znał już na pamięć, znał każdy najdrobniejszy gest wyróżniający charakter starszego w tłumie. Często, gdy rano wstawał wszystkie włosy, które opadały mu na twarz przechodziły niewiadomym sposobem na lewą stronę. Piękny, szelmowski uśmiech wydawał się aż nazbyt niebezpieczny, aczkolwiek tak intrygujący, że śnił się błękitnookiemu prawie każdej nocy. Układało im się całkiem dobrze, aż do pewnego momentu, gdy po raz pierwszy pokłócili się o najzwyklejszą pierdołę...
         Wkurzony brunet trzasnął drzwiczkami od szkolnej szafki, wzbudzając tym zainteresowanie wszystkich na korytarzu.
- Na co się gapicie ?!- Krzyknął na uczniów, którzy szybko ulotnili się znając nieobliczalność zielonookiego.
- Nie krzycz tak- Podszedł do niego Kyoji i nonszalancko oparł się o szafkę obok, upominając przyjaciela. Zauważył, że wkurzony chłopak nabrał odrobiny kolorów. To ucieszyło pół Azjatę. "I pewnie to wszystko dzięki Matthew” Pomyślał i był prawie pewien, że to jego zasługa. Czarnowłosy od jakiegoś czasu wiedział o tej dwójce i po cichutku kibicował im. Miał również nadzieję, że ten debil stojący obok niego uspokoi swój ognisty temperament i zrozumie, że pięści to nie wszystko.
- Tak w ogóle to co się stało, że tak zareagowałeś?- Po dłuższym czasie stania i nudzenia się zadał pytanie, bo najwyraźniej jego przyjaciel nie chciał mu powiedzieć, dlaczego był zły.
- Matula do mnie przyszła, ot co!- Skierował twarz w kierunku Kyojina i ten mógł przyjrzeć się jego podrapanemu policzkowi. Omiótł go całego wzrokiem- gdzieniegdzie miał siniaki, oraz jeszcze większe rany i już wiedział, że jego matka przed odwiedzinami napiła się całkiem porządnie. Nie wiedział co miał odpowiedzieć, więc delikatnie poklepał bruneta po ramieniu, aby dodać mu otuchy, gdy jego wzrok skierował się na drobnego blondyna.
- Cześć- Przywitał się. Kiwnął mu głową i widząc zły wzrok Jamesa usunął się jak najszybciej z ich oczu.
- Dlaczego on uciekł?- Zadał pytanie.
- Ten mały, cholerny gnojek wkurwił mnie rano na maksa- Odpowiedział mu od przymuszenia.- Mam kaca, jego mały kundel zaczął szczekać tym wysokim głosikiem i go opieprzyłem. Pies rzucił się na mnie i ugryzł mnie lekko w nogę to go lekko kopnąłem, a ten gówniarz zaczął wymądrzać mi się na prawo i lewo- Pomachał dłonią w różne strony- to go pchnąłem na ścianę i po szedłem przodem.- Usłyszał westchnięcie Kyojina.
- To twoja wina, powinieneś go przeprosić, wiesz o tym-Nie zamierzał odpuścić. Zaczął całkiem dogadywać się z Matthew i nie chciał, aby tamte źle się czuł.
- Nie ma mowy! Ta ciota jeszcze bardziej mnie zdenerwuje!- Buntował się.
- Nie mów tak o nim- Wyprostował się zirytowany prostactwem chłopaka obok.
- Czemu? Ty go bronisz?!- Wykrzyknął, na korytarzu nastała cisza. Wszyscy wyczekiwali dalszego rozwoju akcji.
- Tak, bronię go. Nie mów tak o nim i go przeproś!- Podniósł głos. James stał się strasznie wredny i upierdliwy- taki, jak na początku ich znajomości. Nie chciał być przeciw niemu, ale nie miał wyjścia. Ktoś musiał wychować i pilnować tego szalonego bruneta.
- Nie ma mowy! Idę- Ruszył do przodu ignorując czarnookiego, jednak nie zaszedł daleko, gdyż został pchnięty na szafki z głośnym hukiem, ktoś pobiegł po nauczycieli.
- Zrobiłeś się mega nieznośny- tak, jak na początku! Opanuj się, bo skończysz tak, jak zanim się poznaliśmy! Twoja matka to jedno, Matthew to drugie! - Krzyknął i podszedł bliżej. W Jamesie wezbrało. Jak on śmiał wypomnieć mu to wszystko? Dobrze wiedział, że to nie zagojona rana, która ledwie zasklepiła się, a on ją od nowa rozdrapał. I to jeszcze powiedział to przed ludźmi! Zabolało go to, ból głowy stał się jeszcze bardziej nieznośny, James nie wytrzymał presji i oboje rzucili się na siebie. Do ich uszu doszedł kobiecy krzyk, a po chwili zostali rozdzieleni przez dyrektora, jak i dwóch trenerów.
         Tik-tak, tik-tak, tik-tak- zegar przerywał nieznośną i pełną negatywnych uczuć ciszę panującą w pomieszczeniu. Ojciec patrzył się na swojego syna ze zrezygnowaniem w oczach. Jednak oboje milczeli, sporadycznie się sobie przyglądając. Delikatny, chłodny wiatr kołysał firanki w gabinecie. Nagle ciszę przerwało westchnięcie starszego mężczyzny.
- James... Ech, ja już nie wiem, jak mam z tobą postępować. Musiałeś zaatakować Kyojina? Swojego najlepszego przyjaciela?- Nie słysząc odpowiedzi, potarł palcami kąciki oczu, uprzednio zdejmując okulary noszone od czytania.
- Ech- Westchnął raz jeszcze- Jesteście tacy podobni... On również nie chciał powiedzieć o co chodzi. Niestety, muszę dać ci naganę. Mam również do ciebie sprawę... Zaraz po- Nie dokończył zdania, które przerwane zostało pukaniem do drzwi.
- Przepraszam, można?- Odezwał się cichy głos. Po usłyszeniu zgody do pomieszczenia wkroczył nieznany szatyn. Na oko miał piętnaście lat.
- Dobrze, że jesteś. Chodź do nas Mitchell- Uśmiechnął się starszy do nowo przybyłego chłopaka, a po chwili do syna- James, pozwól, że przedstawię ci twojego przyszłego brata. Mitchell to właśnie jest James, mój pierwszy i jedyny syn, aż do teraz-James patrzył na chłopaka lodowatym wzrokiem z lekko uniesionymi brwiami do góry w geście zdziwienia. Zdenerwował się, gdy jego ojciec położył ręką na ramieniu nowo przybyłego. To przecież był obcy człowiek! Insekt w rodzinie!
- Chciałbym ci jeszcze powiedzieć, że za dwa tygodnie Mitchell będzie twoim pełnoprawnym, młodszym bratem- Czekał na reakcję swojego syna. Patrzył jak ten bez słowa wziął swój plecak leżący koło ciemnozielonego fotela, na którym uprzednio siedział i zrobiło mu się smutno, gdy ten wyszedł z gabinetu, niedelikatnie zamykając drzwi wejściowe i nie odzywając się do niego słowem.
         To był jeden z najgorszych dni w życiu, jakie miał James. Chciał przeprosić Kyojina, ale było mu przykro, że obraził go przy wszystkich i wypomniał mu jego problemy z matką. Powinien był być bardziej wyrozumiały jako przyjaciel. „ A co on by zrobił, gdyby sypało mu się życie?” Zadawał sobie pytania, gdy wracał na lekcje. Wszedł do sali, ominął ławkę przyjaciela i usiadł w swojej. Obu chłopców do końca dnia nie odzywało się do siebie.
         Gdy lekcje się skończyły, jak zwykle odprowadził Matthew do domu. Żaden z nich nie przerwał ciszy, choć owe milczenie bolało ich obu. Tej nocy przyśnił mu się Matthew. Leżał on na ziemi. James szybko do niego podbiegł.
- Matthew! Matthew!- Krzyczał mając jednak nadzieję, że chłopak żyje. Sprawdził oddech. Był martwy... Szybko usiadł na łóżku. Oddychał szybko, po ciele spływały kropelki potu, a on złapał się za swoje szybko bijące serce. Pomału dochodziło do niego, że śnił mu się koszmar. Najgorszy, jaki by mógł mu się przyśnić i to w najgorszym czasie. Bał się, że to mogłoby stać się naprawdę i chciał zadzwonić, ale również bał się tego, że mógłby okrzyczeć blondyna za byle co, a tego nie chciał. Podniósł się i sięgnął ręką po wodę stojącą koło łóżka- zwyczaj zostawiania jakiegoś napoju przejął od Matthew- i dalej siedząc starał się uspokoić. Niestety nawet pół godziny później wciąż ciążyło nad nim dziwne, smutne i nieprzyjemne uczucie. Postanowił wziąć jakieś leki i po ich zażyciu starał się zasnąć. Tego dnia musiał przyjść do szkoły. Chciał pogodzić się ze swoim przyjacielem...  A propo przyjaciół... Kim dla niego jest Matthew i kim on dla niego jest? Z tymi myślami znów się położył, jednak nie udało mu się zasnąć.
         - Marnie wygląda- Odezwał się Kyoji do Matthew, gdy podczas drugiej przerwy siedzieli razem na jednej z ławek.
- Mhm. Bardzo źle- Dopowiedział. Widział, że James schudł niewyobrażalnie szybko, jego twarz była blada. Wyrażała ona zmęczenie, ból i gniew, a gdy poruszał się wydawało się, że boli go całe ciało z najdrobniejszym ruchem, nawet oddychanie i krew płynąca w żyłach.
- Niepokoję się trochę...- Mruknął i napił się soku z kartonu trzymanego w lewej ręce.
- Ja też. Przyznasz też, że i ja i on przegięliśmy. On nie powinien ciebie bić, a ja nie powinienem opowiadać o jego rodzinie przy wszystkich- Kyoij podrapał się w kark. Zawsze tak robił, gdy był skruszony, czy myślał na poważne tematy.
- Tak. Jednak...- Chciałby mu powiedzieć co zaczęło ich łączyć, jednak nie tutaj, nie teraz.
- Hm?- Zaciekawił się. Odkąd stali się sobie bliżsi blondyn prawie nigdy nie urywał słów. - Porozmawiajmy później, po szkole w jakimś innym miejscu, dobrze?- W odpowiedzi Kyoji przytaknął głową i oboje obserwowali zmęczonego bruneta, który siedział na ławce, dość daleko od nich, i patrzył w okno.
         Nie miał już sił, nic go nie interesowało. Zmęczonymi oczami patrzył w okno. Nawet nie zareagował, gdy ktoś go kopnął i zaczął nerwowo przepraszać. Hałas panujący na korytarzu rozsadzał mu głowę, więc postanowił pójść do pani pielęgniarki. Wszedł na drugie piętro, zapukał i poczekał, aż usłyszy ciche zaproszenie do gabinetu.
- Co tym razem złotko?- Blond włosa kobieta w średnim wieku gestem  poprosiła, aby usiadł.
- Głowa mnie boli- Odparł i zamiast usiąść poszedł po swój kubek, który zawsze u niej stał, i nalał sobie wody z dystrybutora.
- Proszę- Podała mu opakowanie leków. Obserwowała chłopaka, który z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej. Bardzo się martwiła. Była już przy gabinecie Pana Dyrektora, aby mu powiedzieć, że jego syn jest w złym stanie, jednak, gdy słyszała, że rozmawia on telefonicznie z przyszłym synem, jakoś... Nie mogła mu powiedzieć. James kiedyś zwierzył jej się, że jego ojciec dba o niego, niby pyta o to, jak było w szkole, jednak robi to, bo tak robi przykładny ojciec. Tylko potakiwał, nigdy nie pytał Jamesa o jego zdanie. Gdy mówił zawsze był myślami gdzie indziej. Nie patrzył na Jamesa, jako Jamesa, tylko jak ojciec na syna. Tak, jak każdy, ale czy James był jak każdy? Nie. Nie potrafił też dostrzec bólu na jego twarzy. Teraz już całkiem o nim zapomniał. Miał "nowego syneczka", a James poszedł w odstawkę.
- Dziękuję- Przyjął listek i połknął tabletkę.
- Zwolnię cię z pierwszej lekcji. Musimy porozmawiać...- Przytaknął na jej słowa. Wiedział, że jej mógł ufać, jak matce, takiej prawdziwej. Wiele razy opatrywała go po jego bójkach i po kryjomu dawała cukierki, czy zwalniała z lekcji, gdy widziała, ze źle się czuł. Praktycznie nikt nie wiedział, że mogła go poskromić i wolała, aby zostało to w tajemnicy.
- Mhm...- Przytaknął i położył się do łóżka. Czuł się, jak ostatnie gówno i pewnie tak wyglądał. Kobieta napisała karteczkę i poszła do jego wychowawczyni wytłumaczyć nieobecność. Od razu przytaknęła. Bała się stracić pracę, jak każda inna osoba w tej szkole, jeżeliby odmówiła. Pielęgniarka wróciła do swojego gabinetu w którym leżał James. Podeszła do łóżka, usiadła na skraju i zaczęła głaskać go po głowie.
- Co się dzieje, James?- Zapytała z troską i zaczęła głaskać go po włosach.
- Nic takiego...- Nie miał siły się tłumaczyć; tak bardzo chciało mu się spać...
- Widzę przecież. Mnie nie oszukasz. Pokłóciłeś się z tym jasnym chłopcem?
- Mhm- Odburknął i przykrył się bardziej- I z Kyojinem. Nie sypiam prawie wcale, ledwo jjem, ciągle mam kaca, znowu piję i tak w kółko...- Wiedział, że jej mógł zaufać, zawsze brała jego stronę, jak prawdziwa matka.
- Nie masz łatwo... A co ze skrzypcami? Dalej grasz?- No tak. A kiedyś tak kochał ten instrument. Teraz całkowicie o nim zapomniał. -
Nie. Leżą gdzieś schowane w mieszkaniu...- Wydukał. Kobieta wstała, poszukała czegoś w szafce i podała mu listek nowych leków.
- Proszę, pomogą ci zasnąć- Miał jeszcze wody w kubku, jednak nalała mu więcej.
         Minęła trzecia lekcja, którą przespał James, a pani pielęgniarka po długich rozmyślaniach stwierdziła, że musi powiedzieć panu dyrektorowi o złym stanie jego syna. Chwilę później stała już po drzwiami i ostatni raz zastanowiła się, czy dobrze robi. Potrząsnęła głową niewidocznie. Jeżeli będzie dalej o tym myśleć to nic nie zdziała! Zapukała.
- Proszę wejść- Usłyszała ciepły głos dobiegający zza ciemnych, dębowych drzwi.
- Dzień dobry, muszę z panem porozmawiać.- Żwawym krokiem weszła do gabinetu. Już nie mogła się wycofać.
- Dobrze, proszę. Proszę tylko, aby to trwało krótko, bo jestem umówiony z synem- Uśmiechnął się do niej, lecz widząc ją bardzo poważną, jego mina zrzedła- O co chodzi?- Zapytał, gdy usiadła. Wzięła głęboki wdech i podęła:
- Chodzi o Jamesa...- Mężczyzna nie dał jej dokończyć. Westchnął.
- Co znów zrobił? Wiedziałem, że zostawienie go samego to był zły pomysł, ale trudno się mówi, on musi nauczyć się życia- Blondynkę zatkało. O co mu chodziło?
- Jak to "Zostawienie go samego?"
- Cóż...- Podrapał się z zakłopotaniem po głowie- miałby zdecydowanie zły wpływ na syna mojej konkubiny. James już jest duży, poradzi sobie. Ma swobodę, własny kąt, wysyłamy mu pieniądze na jedzenie i opłacamy mieszkanie. Każdy chłopak w jego wieku chciałby mieć coś takiego!
- C-Co...- Dalej nie mogła w to wszystko uwierzyć, zamiast pomyśleć powiedziała na głos- Wyrzucił go pan z domu? Ba, że z domu, ze swojego życia? Czy tak zachowuje się kochający rodzic?!- Powiedziała głośniej, niż planowała. Resztkami rozsądku ściszyła swój ton głosu i mówiła dalej- Zapytał się pan go co on o tym sądzi? Odwiedził go pan choć raz?- Pan dyrektorcoraz bardziej zły kontynuował temat buntowniczego syna.
- Próbowałem, starałem się go wychować, jednak nic nie poskutkowało. On jest niereformowalny. To nie tak, że nie interesuję się nim. Planuję ślub i to normalne, że spędziłem z nim mniej czasu!- Wypierał się- A teraz może pani wrócić do swoich obowiązków- Zbył kobietę, która wkurzona wyszła z jego gabinetu i wróciła do własnego, całkiem zapominając, co miała uprzednio powiedzieć.
         - Coś się stało?- Obudził się przed chwilą i od razu zobaczył zły wyraz twarzy pani.
- Nie, nic- Starała się uśmiechnąć, lecz wyszedł jej jedynie grymas- śpij dalej- Wróciła do papierów, widocznie się nad czymś zastanawiając.
- Jakby co, to wie pani… No może pani do mnie przyjść…- Grzecznie zaproponował.
- Dziękuję James
- To ja już pójdę. Muszę pozmywać, posprzątać itp- Wziął plecak leżący niedaleko  łóżka, które wcześniej zasłał k ruszył do drzwi.
- Trzymaj się James- Po chwili drzwi skrzypnęły za zielonookim- Trzymaj się…- Wyszeptała sama do siebie smutna.

1 komentarz:

  1. Boskie, boskie, boskie! Czekam na ciąg dalszy :-D

    OdpowiedzUsuń

Poproszę o twój komentarz ~`<3