niedziela, 10 kwietnia 2016

Bring Me To Life 8

Zapraszam na ósmy rozdział opowiadania. Co prawda,
dość krótki, bowiem ma on niecałe osiem stron, jednak wiele się zmieni.
Nie spoileruję i zapraszam...



          Nareszcie stwierdził, że pójdzie do lekarza i nie mógł się z tego wywinąć. Od razu zdecydował o tym, gdy spojrzał w lustro, pierwszy raz od kilku dni. Blada i sucha cera oraz wargi wyglądały okropnie. "Jak trup..." Pomyślał i westchnął. Idąc w kierunku kuchni nagle przypomniało mu się coś: pokonanie schodów do czwartego piętra potwornie go zmęczyło, a miał dobrą kondycję, ostatnio w ogóle nie miał chęci, aby pójść na siłownię, dawno nic porządnego nie zjadł... Kiedyś lekarz wykrył u niego zaburzenia związane z krwią i przepisał mu leki, oraz kazał długo odpoczywać. Teraz czuł się znacznie gorzej.
          Tak, jak sam podejrzewał lekarz stwierdził u niego anemię. Przepisał mu leki, dał zwolnienie z zajęć fizycznych i kazał wiele odpoczywać w domu. Ale on nie chciał siedzieć zakuty w tych czterech ścianach. Nie sam, miał ochotę przytulić się do kogoś. Patrzcie państwo, wielki James
Kolejnej Nocy nie spał. Był za bardzo pogrążony w myślach. Tęsknił i nie mógł tego zrozumieć. Dalej był zdziwiony tym, że otworzył się przed kimś. Łzy spływały w dół po policzkach, czuł się taki pusty… Tej nocy Matthew uświadomił sobie w pełni fakt, że James jest dla niego absolutnie wszystkim; czuł całym sobą, że chciał z nim być. Chciał trzymać go za rękę, chodzić na spacery, całować… Niestety to nie było możliwe. Ale starał się myśleć pozytywnie, jak nigdy dotąd. Zapisał kilkanaście kartek w swoim zapomnianym pamiętniku i wszystkie linijki dotyczyły Jamesa. Tak bardzo tęsknił za jego dotykiem. Często łapał się i w dzień i w nocy na tym, że chciałby znów znaleźć się w jego silnych, męskich ramionach. Nagle do jego głowy przyszła myśl: którego Jamesa kochał? Od pierwszego spotkania, czy tego teraz? Brunet bardzo się zmienił, to nie ulegało wątpliwości. Szkoda tylko, że to wszystko go rujnowało. Jak mógł mu pomóc? Nie wiedział.
            Całą noc przesiedział zastanawiając się nad wszystkim i wspominając ich zbliżenia. Podniecony ulżył sobie, ale tylko cieleśnie, serce dalej stało puste i czekało.

            Westchnął, uprzednio odłożywszy słuchawkę telefonu. Znowu dzwoniła matka. Ojciec Jamesa poprosił ją, aby sprawdziła co u syna. On po kilku sekundach jej skrzeczenia powiedział, że ma więcej nie dzwonić i rozłączył się. To było na prawdę kilka sekund, ale on czuł się wymęczony tak, jakby ta rozmowa trwała co najmniej trzy godziny. Na szczęście między nim a Kyojinem w miarę się ułożyło. Czarnowłosy miał przyjść z mamą za pół godziny. Znów westchnął (ostatnio ciągle wzdychał) i zajął się sprzątaniem w domu.
            Punktualnie po pół godzinie usłyszał dzwonek do drzwi. Stwierdził, że dom nie wyglądał aż tak źle, więc poszedł otworzyć drzwi. Oczywiście, pierwsza weszła kobieta i uściskała bruneta.
- Wyglądasz obrzydliwie. No i kiedyś ty się kąpał? W epoce średniowiecza?!- Krzyknęła głośniej, niż planowała. W te pędy wepchnęła Jamesa do łazienki i kazała mu wziąć długi i dokładny prysznic, po czym sama obsłużyła się w kuchni. Wyjęła wszystkie produkty spożywcze i nie tylko, które kupiła i zajęła się gotowaniem dla trójki późnej obiadokolacji. Gdy danie było prawie gotowe poprosiła swojego syna, który niedaleko przy kuchennym stole czytał książkę, o nakrycie do stołu. W między czasie James krzyknął z łazienki, aby Kyoji przyniósł mu jakieś ubrania. Pierwsza popędziła kobieta, bardzo chciała porządnie ubrać przyszywanego syna, który najwidoczniej stracił dobry gust. Rodzony syn podał drugiemu chłopakowi ubrania, a ona wróciła do nakładania potrawy na stół.
Podczas jedzenia kobiecie wpadł pewien pomysł.
- Zwijajcie się chłopaki, idziemy na miasto!- Uświadomiła ich radosnym głosem.

Miasto. Tłok. Wiele ludzi. Hałas. Nerwy. Zmęczenie. Nawet zwykłe wyjście do ludzi stanowiło problem dla zdesperowanego nastolatka. Nie mógł tego znieść, jednak musiał jakoś pójść do ojca, który poprosił go  wspólne spędzenie wieczoru. Nie wiedział, jak to wytrzyma, ale szedł. Dlaczego? Najwidoczniej czuł choćby minimalne przywiązanie do tego człowieka. Westchnął. Dobrze się bawił w towarzystwie najbliższych, musiał jednak ich opuścić ze względu na telefon od ojca. „ Idź, może to dla was szansa” powiedziała mama Kyojina, gdy tylko James rozłączył się. Czarnowłosy przytaknął i tak oto znalazł się pomiędzy irytującymi go ludźmi.
Piętnaście minut później stał już pod swoim byłym domem. Czuł się trochę zestresowany, pogładził koszulę w którą kazali mu się ubrać przed wyjściem na miasto, i zapukał do drzwi. Nie otrzymał odpowiedzi, więc nacisnął dzwonek i dopiero wtedy ktoś z domostwa zorientował się, że niechciany członek rodziny stał pod obcymi mu drzwiami. Otworzyła kobieta.
- Witaj, wejdź- Zaprosiła go do środka gościnną ręką pani domu, jakby był tutaj gościem, którym ówcześnie był. Dom wyglądał praktycznie tak samo, jak wcześniej, ale był inny. Odrobina kobiecych dodatków, puchar syna konkubiny i nowe ubrania wierzchne zmieniły dla Jamesa wszystko. Czuł się jeszcze bardziej obcy, niż kiedy stał pod drzwiami, minęła minuta, może dwie! Udając brak emocji owiesił wilgotną z powodu mżawki kurtkę, buty odłożył do nowej szafki, no tak, jeszcze szafeczka była nowa, i ruszył za kobietą do której od razu poczuł niechęć. Znaleźli się w również odmienionym salonie.
- Dzień dobry, James- Przywitał go ojciec i wskazał miejsce naprzeciwko siebie. Obok miejsca na którym usiadł zauważył talerz. Wiedział, że syn kobiety usiądzie obok niego, gdyż ona sama znalazła się obok narzeczonego.
- Dzień dobry  Panie James, przepraszam za spóźnienie- Uśmiechnął się blond włosy chłopaczek, gdy tylko przekroczył próg salonu. „Hoho, Panie James” sparodiował młodszego w myślach. Brunet nie odpowiedział, z resztą jeszcze nie pisnął słówka przez ten czas.
- Pójdę po zapiekankę, zaraz powinna dość- Kobieta wstała i ruszyła do kuchni.
- Toaleta- Wypowiedział cicho brunet i wstał, kierując się w jej kierunku. Po drodze minął swój pokój i otworzył do niego drzwi, ciekawy jak on wyglądał. Był w szoku. Ściany miały zupełnie inny kolor, meble stały inaczej rozstawione, a nowe biurko było wręcz idealne, jak dla ucznia, na doczepionych półkach mieściły się wszystkie książki. Chwilę później oprzytomniał, gdy usłyszał radosne śmiechy dobiegające z salonu. Wkurzył się, ale nałożył na twarz maskę obcej wszystkim osoby i wrócił. Na jego talerzu już leżała zapiekanka, kubek z piciem stał nietknięty.
- Czekaliśmy na ciebie- Blondynka, której imienia nie chciał znać uśmiechnęła się do niego serdecznie, co on zignorował. Usiadł i zabrał się za jedzenie. Danie było całkiem dobre, jednak tak zupełnie inne, niż kuchnia, którą jadł. Wiedział, że nie przyzwyczai się do tego smaku, jednak dzielnie jadł. Poczuł, że jego organizm ochoczo woła na nową porcję jedzenia, no tak, ostatnio ledwie jadł. Kiedy był na siłowni? Kiedy się z kimś bił? Nie pamiętał.
- Smakuje? Pomagałem mamie- Jego rozmyślania przerwał przyszły brat. James nie odpowiedział, czternastolatek spłoszył się odrobinę, po czym wdał w rozmowę dorosłych.
Cała trójka co chwilę śmiała się, od czasu do czasu któreś z nich zapytało o coś Jamesa, jednakże ten nie odpowiedział i po krótkim czasie dali sobie z tym spokój. Jego myśli i ich rozmowę przerwał telefon bruneta. Rozłączył się, uprzednio spoglądając na wyświetlacz telefonu.
- Powinieneś wyłączyć telefon tak, jak cię uczyłem- Skarcił go ojciec.
- Sorki, laska chce się ruchać. Może młoda dziewica obok pójdzie ze mną?- Spojrzał na przyszłego brata z ukosa i zapytał z odrobiną drwiny. Widział, jak chłopak bardzo się speszył, a ojciec krzyknął na niego. Znów nic nie odpowiedział, szybko dokończył jedzenie, wstał i ruszył do drzwi wyjściowych. Nie chciał być dłużej w ich towarzystwie. Ubrał buty i ignorując wołanie ojca, wyszedł.

            Matthew postanowił wspierać Jamesa w każdy możliwy sposób, jednocześnie chciał dowiedzieć się na czym stoją. Zadzwonił, jednak połączenie zostało od razu odrzucone z automatyczną dopiską „ Nie mogę teraz odebrać. Proszę oddzwonić później”, więc napisał Sms z prośbą o spotkanie i czekał zniecierpliwiony na odpowiedź.
                        Czekał zniecierpliwiony na ławce. Było mu trochę zimno, palce u rąk pomału odmarzały, starał się je ogrzewać chuchaniem. Był kilka minut przed czasem. Rozejrzał się dookoła. Kilkoro ludzi szło parkiem w chłodniejszy dzień. Niektórzy z kimś, inni sami. Jedni spacerowali, inni wybrali park na skróty. Jedyny Matthew siedział i czekał. Zimne dłonie nie przeszkadzały mu jakoś szczególnie, był zbyt zajęty obserwowaniem przechodniów. Zastanawiał się nad czym oni wszyscy myślą, dokąd idą, co w ich życiu się stało, co dla nich jest najważniejsze. A przede wszystkim interesowało go, dlaczego oni są tacy, jacy są. Nagle od głowy wpadł mu wątek idealny do jego opowiadania. Wyjął pióro, oraz mini notesik i nie zwracając uwagi na chłodny wiatr zaczął w nim pisać.
- Ej- Z myśli wytrącił go głos osoby, na którą czekał.
- James- Kąciki jasnych ust drgnęły.
- Gdzie idziemy?- Wyglądał niewyraźnie. Rozczochrane włosy, maleńki zarost, pogniecione ubrania… Sama rozpacz. Matthew nie zraził się jednak, bowiem nie obchodził go tak bardzo jego wygląd. Wiedział, że James przechodzi ciężkie chwile i wygląd mu teraz nie w głowie.
- A gdzie chcesz ty?- Zadarł głowę do góry. Nagle skapnął się, że od niedawna patrzy mu w oczy, a nie spuszcza głowy w dół. W jego źrenicach pojawiło się coś kolorowego, ciało stało się lżejsze. „Czy to jest życie?” Zadał sobie pytanie.
- Ty mnie zaprosiłeś- Odparł i podrapał się na brodzie.
- Um, racja. To może... Kafejka?- Po skinięciu głowy ruszyli.
            W połowie drogi Matthew stanął. Byli sami na ścieżce i mógł nareszcie zadać jedno z pytań na które chciał znać odpowiedź.
- James... Bardzo się zmieniłem, mogłeś to zauważyć. Ja chyba… Zacząłem żyć. Jednak to nie jest teraz ważne. Ty... Toczysz się, James. Toczysz się…- Złapał się za szybko bijące serce. To był stres?- C-chcę powiedzieć, że gdybym tylko mógł to oddałbym ci to wszystko, co osiągnąłem. Wiem, że Ja to niewiele, ale chcę… Chcę dać ci szczęście- Spojrzał mu prosto w oczy, nogi chciały się zgiąć, jednak utrzymał się w pionie.- James… Jestem pełen emocji w tej chwili. Całe moje ciało buzuje, serce wyrywa się z piersi. Nie wiem, czy to znaczy był prawdziwym człowiekiem, ale jeżeli tak to chcę, abyś do nas wrócił- Jamesa zatkało. Nie wiedział, nie chciał wiedzieć i rozumieć. W ogóle nie myślał o tym, jak wygląda w oczach innych, czyli zupełnie inaczej, niż do tej pory. Chciał wzbudzać lęk. Ta satysfakcja zapychała mu dziury, które z każdym nowym dniem powiększały się lub tworzyły. Jednak czas stanął w miejscu, on zapadał się coraz niżej. Nie myślał o tym, jak wybrnąć z tego bagna rozpaczy. A tutaj, przed nim, w tym momencie stoi małe stworzonko, które niedawno wykluło się ze swojej małej skorupki. Jest wdzięczne, urocze i kolorowe. Aż było od tego niedobrze, jednak chciało się je przytulić i nie wypuścić z rąk. Ale James nie czuł mdłości, tylko zazdrość, a z drugiej strony szczęście. O dziwo, dla niego, pomyślał „Nareszcie”, jakby cały czas do tego dążył. Przedarł się przez niedotykalną barierę  umysłu tego blondynka i podświadomie wyjął go z niej.
- Czy to to?- Wyszeptał do siebie. Czy to właśnie dlatego chciał go gnębić? Bo wiedział, jak Matthew się czuje i podświadomie chciał być przy nim, aby blondyn nie stoczył się, tak jak on? To dlatego zgodził się na ten dziwny układ swojego ojca? Spojrzał na linie papilarne swojej prawej ręki i znów wyszeptał: Czy to wszystko było z góry napisane? Matthew zdziwił się, bowiem zeszłego wieczoru dokładnie to samo powiedział jeden z bohaterów jego opowiadania do swojej ukochanej.
- Możliwe..- Odpowiedział.- Jednak to nasza decyzja, co z tym zrobimy. Czego chcesz James?- Podszedł bliżej.


            Zdyszany wbiegł do mieszkania i zatrzasnął z hukiem drzwi wejściowe.
- Co się właśnie stało?- Powiedział do pustych ścian.

- Możliwe..- Odpowiedział.- Jednak to nasza decyzja, co z tym zrobimy. Czego chcesz James?- Podszedł bliżej. Złapał go za rękę i czekał na odpowiedź. Nagle James zaczął płakać, a on nie wiedział, co zrobić.
- Chcę żyć- Zły samowolnie popłynęły w dół, bowiem dopiero zdał sobie sprawę, że jego całe życie było istną porażką, nigdy nie żył tak, jak na to człowiekowi przystało. Śmiał się z ludzi, a nie z nimi, kłócił się zamiast rozmawiać, bił zamiast przytulać i ranił zamiast być lekiem. Całe jego życie dotąd było niczym więcej, niż bólem, I dla niego samego, i dla innych. Czasu nie mógł cofnąć… Ba, jak miał żyć teraz? Pełna świadomość błędów była najgorszą katuszą, jaka może spotkać człowieka na dnie. Bał się. On, gnębiciel i niszczyciel w tym momencie bał się i płakał, niczym dziecko, trzymany za rękę przez niskiego chłopaka w blond włosach. Chciał uciec, jednak nogi stały, jakby zawsze były złączone z ziemią, zły wypływały z nieskończonej studni żalu. James był żałosnym człowiekiem- wróć. Żałosną kreatura stąpającą po tym świecie. Nie myślał, co mógłby naprawić, jak bardzo musiał się zmienić- liczyło się teraz. To, że płakał, stojąc w szarym parku, trzymany przez małą, zimną, chłopięcą dłoń. Po tym, jak Matthew go przytulił, zdał sobie sprawę z rzeczy, od której uciekał cały ten czas. On go kochał. Kochał, jak nikogo dotąd. I dlatego bał się tego uczucia. Bał się znowu zaufać. Najbliższe osoby z jego otoczenia ostatnio bardzo go zraniły, więc bał się. Wolał sam ranić.
- Już jest dobrze- Te słowa upewniły go w jego uczuciu. Serce biło szybko, on czuł się jakiś taki... Lekki? Tak to mógł ująć. Dziwne i nowe doświadczenie. Po raz pierwszy czuł, że jest dobrze. Ale również się bał. Jak on miał poskładać po tym wszystkim swoje życie? Dlatego uciekł od blondyna. Był przerażony.
- J-ja.. Muszę iść- Odwrócił się i odbiegł.

            Zaschło mu w gardle, więc chciał wstać i udać się do kuchni, jednak nogi  miał, jak z waty, więc od razu upadł i znów zaczął łkać. Nie wiedział ile tak leżał. Do zmysłów wrócił dopiero, gdy w jego plecy uderzyły wejściowe drzwi.
- Jest z tobą gorzej, niż myślałem- Usłyszał and sobą i spojrzał w owym kierunku. Chłodne i opanowane oczy przyjaciela były teraz dla niego lekką ulgą.- Chodź, wstawaj- Podniósł go lekko i zaniósł na kanapę. Poszedł do kuchni i nalał picia, po czym wrócił do zdruzgotanego przyjaciela. Dał mu również chusteczki do nosa, które leżały w przedpokoju.
- Pij- Podał mu szklankę i włączył telewizor. Nie było nic do roboty i wiedział, że James musiał się uspokoić. Dopiero po około półtorej godzinie był skłonny do rozmów. Usiedli, a brunet zaczął opowiadać.
                        Przyjaciel po wysłuchaniu opowieści westchnął i podrapał się po głowie.
- Co zamierzasz teraz zrobić?- Zapytał z nutką troski. Naprawdę się martwił. Chciał, żeby byli razem, ponieważ naprawdę coś ich do siebie ciągnęło. Poradzili by sobie w szkole, w końcu James to postrach szkoły, ale tutaj raczej chodziło o sferę uczuciową. Jedyny problem leżał w Jamesie: on nie do końca się otworzył. Wróć- on się otworzył na Matthew, jednak bał się uczuć i tego, że mógłby być szczęśliwy; nie chciał ufać. Nigdy nie czuł wielkiej radości i był pesymistą; wierzył, że wszystko, co dobre zawsze kończy się katastrofą. Kyoji zaczął się głębiej zastanawiać. Co on mógł zrobić dla tej dwójki?
- Nie wiem…- Z chwilowego zamyślenia wyciągnął go głos przyjaciela.- Na razie chcę, aby moje emocje opadły, bo na razie nie jestem w stanie myśleć racjonalnie- Napił się z kubka. Dawno nic nie pił, a od emocji zaschło mu w gardle. James cieszył się, że miał tak dobrego przyjaciela, jakim był Kyoji. Zawsze był przy nim, gdy tego potrzebował.
- Wiesz co?- Zagadał czarnowłosy- Złagodniałeś odkąd poznałeś Matthew- Po raz pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy brunet podniósł wzrok na rozmówcę.- Chodzi mi o to, że już nie rzucasz się na ludzi za byle jaki ich błąd, ograniczyłeś bójki, a twoja mała zmarszczka z pomiędzy brwi już zniknęła- Upił łyk wody, której wcześniej przyniósł również dla siebie.
- Złagodniałem?- Powtórzył echem i nagle go olśniło. Faktycznie złagodniał. Nie wkurzał się za byle co i nie bił się ostatnio z nikim. Nie wiedział, czy jego zmarszczka znajduje się na starym miejscu, gdyż już dawno nie spoglądał w lustro, jednak wierzył czarnowłosemu na słowo. Westchnął. W odpowiedzi na jego pytanie Kyoji przytaknął głową.- Nie wiem, co mam robić…- W końcu zdecydował się powiedzieć swoje obawy przyjacielowi.
- Bądź z nim- Nie od końca potrafił zrozumieć tok myślenia Jamesa w tej sprawie. Po co komplikował sobie życie i szukał dziury w całym?
- Nie mogę. Ja i chłopak?
- Cóż… Już z nim spałeś…- Zauważył, jak oczy bruneta zwiększają się- Wiem od Matthew. Powiedział mi trochę ponad tydzień temu, że coś między wami jest. Do tej pory trawiłem te informacje. Nie mam nic przeciw, tylko nie opowiadajcie mi o tym w szczegółach, dobrze?- Uśmiechnął się.
- Nie mówiłbym ci o tym aż tak dokładnie- Odfuknął czarnowłosemu. Z jednej strony poczuł małą ulgę. Stresował się również tym, że mógł go nie zaakceptować, choć wiedział, że przyjaciel nie miał nic do homoseksualizmu, czy biseksualizmu. W końcu słyszeć o tym, a przyjaźnić się z kimś takim to dwie zupełnie różne rzeczy…
- Coś ty, jeszcze czego- Uśmiechnął się delikatnie kącikami ust.
- Nareszcie się uśmiechnąłeś, James. Nareszcie
            Wybrali się do przytulnej restauracji niedaleko mieszkania Jamesa. Kyoji chciał koniecznie wygnać przyjaciela z pustych, białych czterech ścian, więc zaproponował zjedzenie na mieście.
- Bardzo lubię tą restaurację. Dają dobre jedzenie, klimat jest bardzo przyjemny- człowiek czuje się tam bardzo zrelaksowany. Dobrze ci zrobi wyjście na miasto- Namawiał bruneta dotąd, dopóki nieudało mu się wywlec go prawie siłą za drzwi.
Miejsce do którego się udali rzeczywiście było bardzo dobre do rozluźnienia się i zjedzenia czegoś w przyjemnej atmosferze; dzięki temu przyciągali klientów. Ściany były koloru błękitnego, na dużych stołach stały małe doniczki z kwiatami, oraz grube, bielusieńkie obrusy, a podłoga była zrobiona z białych kafelków przypominających marmur. Krajobrazy namalowane na płótnie i wiszące w równych odstępach dodawały miejsca uroku i można było patrzeć na nie godzinami. Idealna odskocznia od codziennego miejskiego życia. Jamesowi spodobało się to miejsce, choć nie lubił wszystkich tych „rodzinnych klimatów”. Usiedli w kącie i zamówili zwyczajny obiad składający się z młodych ziemniaczków, dużego steku z sosem pieczeniowym, oraz surówki ze śmietaną. Obiad był przepyszny, a po nim poczęstowali się czekoladkami stojącymi na stole. W między czasie zdążyli porozmawiać na neutralne tematy. Popołudnie minęło im spokojnie i przyjemnie. James odrobinę rozchmurzył się, jednak od czasu do czasu przypominał sobie słowa Matthew. Cieszył się, że młodszy chłopak to powiedział, jednak… Dalej nie mógł się z tym pogodzić. „Nareszcie ma być dobrze?...” Pomyślał, gdy patrzył w okno. Wiedział, że musiał się z nim spotkać i porozmawiać. Jednak bał się. Zawsze, gdy było dobrze, gdy czuł się szczęśliwy to zawsze, absolutnie zawsze coś musiało się zepsuć i było znacznie gorzej. Dlatego się bał. Do tego całe życie żył w bólu, więc jak miał z niego zrezygnować? Nie ważne, że go bolało, bo wiedział na czym stał. Po prostu bał się szczęścia.
- James?- To był kolejny raz w którym brązowowłosy chłopak został przywołany do rzeczywistości.
- Tak, jest super- Wysilił się na uniesienie kącików ust w górę. Po chwili znów zamyślił się, patrząc na płatki mokrego śniegu, które opadały na brudny chodnik.
                Otrzymał SMSa z prośbą o spotkanie. Podszedł do szafy i zastanowił się w co miał się ubrać. Po chwili zastanowienia ubrał na siebie zwykłą czarną bluzkę z długim rękawem, oraz jasnoszare spodnie. Podszedł do lustra i uczesał się, potem umył zęby w łazience. W przedpokoju zarzucił na siebie ciepłą kurtkę i ubrał jesienne buty.
- Matthew! o której będziesz?!- Krzyknęła gosposia, która piekła ciastka.
- Nie wiem- Odpowiedział głośno- Około godziny- dodał po chwili namysłu i wyszedł z wielkiego domu. Od razu ruszył do parku w którym miał się spotkać z brunetem. Po piętnastu, może dwudziestu minutach dotarł do miejsca w którym się umówili, był pięć minut przed czasem. Usiadł na ławce i czekał. Zaczął zastanawiać się nad powodem spotkania. Czyżby dostał odpowiedź? Jaka ona będzie? Jak ją przyjmie?- myślał na okrągło. Pomimo burzliwych, dla niego, myśli grzecznie siedział i czekał, obserwując ludzi w parku. Nie było mu jeszcze zimno.
            Jednak było. Spojrzał raz jeszcze na zegarek u lewej ręki. Czekał już prawie półtorej godziny. Wiedział, że został wystawiony, choć miał nadzieję, że James niedługo przyjdzie. „Może coś mu wypadło? Korki? Miał wypadek?” Nie potrafił się uspokoić i było mu zimno. Nie czuł palców u dłoni, jak i u stóp, nos miał pewnie cały czerwony, a on sam lekko się trząsł. Był jeden z tych mroźniejszych, późnojesiennych dni. Nagle dostał SMSa. Miał nadzieję, że to od bruneta. Otworzył ją i była to tylko zwykła reklama. Westchnął i włożył telefon do kieszeni kurtki, jednak po chwili znów usłyszał ten sam dźwięk. Otworzył wiadomość i zamarł z telefonem w ręku. Oddech przyśpieszył. Serce stanęło. Krew w żyłach przestała płynąć. Źrenice zmniejszyły się.
Przeczytał:

„Nie zbliżaj się więcej do mnie. Nienawidzę cię.
Jesteś żałosny. Żegnaj.”
Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Odpisał:

„Jak to?”
Po minucie otrzymał odpowiedź:

„Normalnie. Nie zbliżaj się do mnie, nie odzywaj się, nie patrz.
Mam cię dość.”
Siedział na ławce dobre pół godziny i przyglądał się wyraźnym literkom na wyświetlaczu. Był tak zszokowany, że nie czuł już zimna, a dłonie jak na złość nie chciały się poruszyć. Były bardzo czerwone, oczy nieobecne, a całe ciało napięte, twarz wyrażała szok. Nie potrafił myśleć. Dopiero, gdy dziki ptak usiadł na ławce naprzeciwko i zaczął skrzeczeć, Matthew doszedł do siebie. Rozejrzał się, był w parku sam, dookoła było cicho i ciemno, a śnieg przestał padać. „To koniec?” Pomyślał, a jego oczy zaszkliły się. Złapał się za słabo bijące serce, które boleśnie zaczęło toczyć krew wraz z miliardem igieł wbijających się wszędzie. Pierwsze łzy spłynęły delikatnie i powoli, jednak następne , wielkie i chaotyczne, dogoniły je bardzo szybko. Chciał wrócić do domu, jednocześnie chciał zostać na tej ławce, niedaleko której umówili się. Nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Ciągle płacząc ruszył wolnym krokiem do domu.
            Nie wiedział jak, ale nagle znalazł się pod drzwiami białej rezydencji. Otworzył bramę i pomału wszedł do środka.
- Matthew! Martwiłam się o ciebie! Jest tak zi…- Gosposia zamarła w ruchu, gdy obaczyła zapłakanego i zmarzniętego wychowanka. On rzucił jej się na szyję i wtulił w nią, zaciskając pięści na jej koszuli.
            Dwa dni po incydencie zjawił się w szkole. Próbował zagadać do Jamesa, jednak ten go ignorował. Do oczu znów napłynęły łzy. To było gorsze, niż by na niego nakrzyczał. James zachowywał się dokładnie tak, jakby go nie znał i nic między nimi nigdy się nie wydarzyło. Nie mógł tak długo wytrzymać i po niecałych dwóch tygodniach zmienił szkołę, nikomu o tym nie wspominając.

            - …Tak będzie dla niego lepiej…- Wyszeptał do siebie brunet i drżącymi palcami wcisnął „Wyślij” w telefonie. Schował się głębiej pod kołdrę, zostawił jednak małą dziurę, aby móc oddychać. Zaszkliły mu się oczy, a kilka łez wyszło na powierzchnię, mocząc jego brązowe kosmyki, oraz prześcieradło.
            Nie spotkali się więcej.

 ---------------------------------------------------------------------------------

* To nie jest koniec opowiadania, jakby co :)





 

5 komentarzy:

  1. Kiedy kolejny rozdział????????? Kobieto, to jest genialne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wiem na kiedy się wyrobię, ale chcę dać radę w tydzień-dwa :).
      Bardzo dziękuję ^^

      Usuń
  2. Dosyć długo już tego nie wstawiasz (jestem nowy ;) i nie wiem czy jest możliwe że gdzieś napisałaś o zawieszeniu tego albo coś)
    No cóż będę czekał aż do śmierci :*

    Pozdrawiam kuroko

    OdpowiedzUsuń
  3. To opowiadanie jest cudowne... szkoda że nie pojawiają się nowe rozdziały. Trzymaj się pozdrawiam może kiedyś wrócisz do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda że cię nadal nie ma.
    Opowiadanie fantastyczne.
    Wracaj.

    OdpowiedzUsuń

Poproszę o twój komentarz ~`<3