wtorek, 3 lutego 2015

~Singing our Song~ 27

POWRÓT W WIELKIM MAŁYM STYLU !

Po baardzo długiej przerwie, powróciłam do tego opowiadania. Mam nadzieję, że ktoś wyczekiwał kolejnych rozdziałów. Sylw, wiem, że to czytasz u m. innymi dla ciebie dodaję teraz kolejny rozdział. Jutro jak się spotkamy,żądam od ciebie masy pytań, oraz komentarzy, z resztą jak zwykle, hehe c: .
A teraz zapraszam.......

Pierwszą myślą po wstaniu rano było to, że Tokiya był macany przez tamtego gościa. Zdenerwowało mnie to, że on go nie uderzył, ale z drugiej strony, także nie pozwalał na to. "Przecież jest taki dobry ! Mógł w razie czego powiedzieć, że działał w obronie osobistej, a kamery z budynku potwierdziły by tę teorię...Cholera ! " Pomyślałem, myjąc zęby. Po porannej toalecie, ubrałem się i wyszedlem z domu. Tak jak zwykle poszedłem do mojej ulubionej kawiarenki, zamówiłem kawę i ciastko na wynos, po czym wyszedłem. Skierowałem się na swoją uczelnię. Po kilkunastu minutach, zauważyłem znajomą mi szkołę podstawową, a niedaleko biały, niski murek, odgradzający teren uczelni od ulicy. Po krótkiej chwili byłem już na żwirowej ścieżce, prowadzacej do wejścia. Napisałem e-maila do Tokiyi z zapytaniem, czy mam go dziś odebrać, ale nieodpisał. Na wykładach ciągle sprawdzałem swój telefon, oczekując odpowiedzi. Kilka godzin minęło, a moja skrzynka nie wyświetlała żadnego nowego e-maila, pomimo tego, że wysłałem ich z 15! Trochę się zdenerwowałem i zadzwoniłem do Saori.
- No heeee~j !- Usłyszałem melodyjny głos brunetki.
- hej- Odpowiedziałem sucho.
- woooow, co ci?
- czy Tokiya skończył już wykłady?
- heh,szybko i prosto do sedna sprawy. Nie było go dzisiaj na uniwerku. Powinien niedługo kończyć zdjęcia. Leć księżniczko !
- dzięki, papa
- wisisz mi kawę !
- jasne, do zobaczenia
- trzymaj się- Rozłączyłem się i bardzo szybkim krokiem podreptałem na przystanek autobusowy. Po chwili przyjechał wyczekiwany autobus. Wszedłem do środka i zająłem miejsce na podwyższeniu przy oknie. Po raz kolejny zastanawiałem się, kim był ten koleś i czy już nie zrobił Tokiyi coś sprośnego.  Nie uderzył go, chociaż powinien, ponieważ ten mężczyzna musiał być kimś ważnym. Inaczej oberwał by już dawno temu. Zagapiłem się i ledwo zdążyłem wybiec z autobusu. Na szybko sprawdziłem telefon, ale dalej mi nie odpisał, więc pobiegłem pod tą agencję. Po sześciu minutach znalazłem się naprzeciwko wejścia do wielkiego, oszkloneho budynku w którym odbywały się owe zdjęcia, oraz znajdował się Tokiya. Moją pierwszą myślą było to, czy zdążyłem przyjś,ć zanim one się skończą. Stałem tak z 15 minut jak głupi, po czym mój telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu widniał napis "Połączenie przychodzące:Tokiya". Szybo odebrałem.
- halo? Dlaczego mi cały dzień nie odpisywałeś? Wysłałem wiadomości tyle razy, ale zero odpowiedzi. Mogłeś także mi powiedzieć, że idziesz do agencji! Ech, gdzie jesteś?
- ja... przepraszam, Yuu... Nie chciałem cię zdenerwować. Wczoraj zostawiłem tu swój telefon, a teraz odebrałem twoje wiadomości. Właśnie wychodzę z budynku. Czy chciałbyś...
- czekam- Odparłem szybko i rozłączyłem się. Krótką chwilę potem, zobaczyłem uwielbianą przeze mnie blond czuprynę. Sato rozglądał się zaciekawiony na wszystkie strony. Pomachałem mu i szybko mnie zauważył, oraz podbiegł.
- hej- Uśmiechnął się do mnie swoim zniewalającym usmiechem, a w oczach tańczyły mu iskierki.
- Hej. Saori powiedziała mi, że tu jesteś. Przyszedłem cię odebrać. Jeszcze ten koleś znów by ci coś zrobił...
- to dobrze, że się o mnie martwisz. Cieszę się- Odparł. Blask promieni słońca, które zbliżało się do zachodu, odbijało się w orzechowych tęczówkach. Był to niesamowity widok. Do tego jego miękkie włosy koloru jasnego, czystego złota śniły w owych promieniach.
- idziemy księżniczko?- Zapytałem się go, pokazując najszczerszy i najpiękniejszy swój uśmiech, jaki potrafiłem pokazać. Odzwierciedlał on wszystkie moje uczucia do Tokiyi.
- Mhm- Przytaknął dalej uśmiechnięty i poszliśmy w stronę przystanku autobusowego. W ostatniej sekundzie poczułem na sobie czyjeś wredne oczy. To ten dziwny typ patrzył na mnie z okna oszklonego budynku agencji, lecz ja to zignorowałem, ciesząc się, że Tokiya wybrał właśnie mnie, a nie jego, oraz cieszyło mnie jego waleczne nastawienie w stosunku do owego typa.
         Po kilku minutach przyjechał nasz autobus, do którego wsiedliśmy. Zajęliśmy miejsca na samym końcu pojazdu, by móc swobodnie porozmawiać. Blondyn cały czas wyglądał na zamyślonego, a ja zaciekawiony owym jego stanem zapytałem go prosto z mostu.
- Czy coś się stało w agencji?- Patrzyłem mu w oczy, lecz on tego nie odwzajemnił i kierował wzrot a to na ludzi, a to na widoki za oknem, a to na swoje buty.
- Co? Nic...- Odparł zamyślony i lekko zawstydzony, czego domyśliłem się po tonie jego wypowiedzi.
- Nie wierzę ci. Nie patrzysz mi w oczy- Powiedziałem i skierowałem ręką jego szczękę tak, aby na mnie spojrzał. Wyglądał jakby czegoś się bał, ale wyczekiwał tego. Chciałem poznać temat nad którym skrupulatnie rozmyślał.
- Co się stało? Mi możesz powiedzieć. Chyba,że mi nie ufasz...
- Ufam !- Krzyknął i kilka osób  siedzących niedaleko nas obróciło się w naszym kierunku, ale chwilę później powrócili do swoich czynności, a ja zadziwiony patrzyłem na Tokiyę. Nie sądziłem, że krzyknie.
- Ufam, ale....- Odparł już ciszej i z powrotem spoglądał na swoje buty- porozmawiajmy jak wyjdziemy z autobusu- Po króciutkiej chwili zastanowienia się, przytaknąłem, niczego nie dodając.
      Kilka minut później wysiedliśmy, a Tokiya skierował nas do parku na ławkę na dość niskiej, ale rozległej górce. Usiedliśmy na niej,   ja czekałem aż on podejmie rozmowę, ale minęło dość dużo czasu, się  on z każdą mijającą minutą wyglądał, jakby coraz bardziej bał się tego tematu. W końcu to ja go zapytałem, ponieważ ta niezręczna cisza robiła się za bardzo irytująca.
- Czy możesz mi powiedzieć o czym tak rozmyślasz?
-... czwarty...- Urwał zdanie, a ja czekałem, aż skończy mówić wszystko co mu leżało na sercu.
- dzisiaj jest... Czwarty dzień...- Kontynuował- ... naszego próbnego chodzenia. Minęły trzydni próbne, a ty nie dałeś mi odpowiedzi. Trochę się jej obawiam, ale chcę wiedzieć, czy chcesz być ze mną i czy ja mogę być przy Tobie. To... Czekanie mnie dobija i coraz bardziej boję się twojej odpowiedzi. Proszę, odrzuć mnie delikatnie... A raczej, mam nadzieję, że tego nie zrobisz i będziemy razem, bo na naprawę coś do ciebie czuję, ale nie chcę żyć dalej w strachu i niepewności. Dlarego proszę Cię, Yuu, abyś mi teraz odpowiedział. Nie musisz dosłownie w tej sekundzie odpowiadać, ale.. -Urwał, ponieważ pocałowałem go czule. Szczerze mówiąc, to zawstydziły mnie jego słowa.
- Yuu? J-jak mam to odebrać?- Zapytał mnie zszokowany.
- napewno bym cię nie całował tak czule, jakbym nie chciał z tobą być- Wstałem z ławki i stanąłem naprzeciwko Tokiyi.
- Czy... Czy chciałbyś ze mną być?- Lekko się skłoniłem i zarumieniłem- Już nie na próbę, tylko tak na poważnie?
- T-tak... Na prawdę?
- na prawdę
- nie żartujesz?
- nie żartuję
- jesteś pewien?
- jak bedziesz tak gadał, to się rozmyślę
- NIE! Znaczy tak! Znaczy...- Wziął głębszy oddech- Nie rozmyślaj się i tak, chcę być z Tobą!- Uśmiechnąłem się do niego z czułością. To znaczyło, że naprawdę jesteśmy już razem! Ten czas tak szybko leciał, a wydawało mi się, że jeszcze wczoraj byliśmy w liceum i rozmawialiśmy, jako przyjaciele, o różnych rzeczach. Pamiętam wszystko! To, jak się poznaliśmy, moje prawdziwe uczucia, które wyszły na jaw w związku z tatą, jak się w nim zakochałem, jak pisałem i Tokiya z Mio pomogli mi wstać. To takie... Niesamowite! Mogę być szczęśliwy z kimś kogo Kocham! Kocham ? Haha, chyba przyłapałem na wyznaniu samego siebie, ale cotam, raz się żyje!
- To idziemy to świętować! Gdzie byś chciał się wybrać?
- wszędzie będzie mi dobrze, jeżeli ty też tam będziesz- Uśmiechnął się do mnie jednym z tych uśmiechów, które łapią za mose serce. Zawsze, gdy on się tak uśmiechał, ja traciłem  głowę. Ale co się dziwić.
- Raju, ty to potrafisz zawstydzić człowieka- Powiedziałem i zasłoniłem delikatnie swoją twarz ręką, aby nie zobaczył, jak bardzo się zarumieniłem.
- A co powiesz na ciepłe lody, Tokiya ?
- mi pasuje. Chodźmy!- Stanął w dumnej pozycji i wskazał kierunek naszej, według niego, drogi.
- Ale... Sklep jest w drugą stronę...- Odwrócił się w odpowiednią stronę, wskazując palcem i ruszył. Ja podążyłem za nim, chichocząc pod nosem. Zawsze jak miał dobry humor, to się wygłupiał, tylko po to, aby usłyszeć jak się śmieję. To było naprawdę słodkie !
         Wyszliśmy z parku i skierowaliśmy w kierunku rodzinnie wyglądającej ulicy na której sprzedawali najlepsze ciepłe lody. Wziąłem sobie czekoladowego, a Tokiya truskawkowego. Zapłaciłem i ruszyliśmy przed siebie, a właściwie to ja szedłem za Tokiyą, który chciał nagle zwiedzić wszystkie tokijskie parki, place i ogrody. Większość ominęliśmy, ponieważ nie zdążylibyśmy ich obejrzeć. Ostatnim w którym spacerowaliśmy, był ten koło mojego domu. Usiedliśmy na jednej z ławek i obserwowaliśmy gwiazdy w milczeniu, ciesząc się swoją obecnością. Żadne z nas nic nie mówiło, tylko od czasu do czasu patrzyliśmy się na siebie, oraz się całowaliśmy.
- Idziemy ?- Zapytał blondyn i pocałował mnie bardzo czule i namiętnie w usta. Odwzajemniłem całusa bardzo dogłębnie, co sądząc po jego pomruku, bardzo mu się spodobało. Przeszliśmy park i stanęliśmy przy stacji do metra, gdzie nasze drogi czasem się rozchodziły.
- Czy...Czy chcesz przyjść do mnie?- Zapytał trochę nerwowo i nieśmiało brązowooki.
- Chciałbym, nawet bardzo, ale mam duże zaległości, a wiesz dooooskonale, że ich nie lubię- Odpowiedziałem, po czym ująłem delikatnie jeden złoty kosmyk jego włosów, który wpadał mu do oka.
- A szkoda... Byłoby to idealnym zakończeniem dzisiejszego dnia... Byłoby tak fajnie. Nikogo nie ma u mnie w domu i nie będzie przez dwa dni i dwie śliczne noce, a nie ma jak ich wykorzystać. Taaaka szkoda...- Słyszałem w jego głosie nutkę rozbawienia, jak i rozczarowania. Złapałem go za rękę i skierowaliśmy się do metra.
- Jeden dzień więcej nie zrobi różnicy...- Tokiya nic nie odpowiedział, ale sądząc po jego triumfalnym uśmiechu, był bardzo zaangażowany w jak najszybsze dotarcie do jego domu.
       Kilkanaście minut później całowaliśmy się w szybkim tempie, dość mało subtelnie ściągając naprzemiennie z siebie ubrania.
To była nasza pierwsza prawdziwa i wspólnie spędzona noc od tak dawna. Była także bardzo... Intensywna.
       Rano obudziłem się bardzo szczęśliwy widząc zaspaną buzię Mojego Chłopaka. Chciałem go uszczęśliwić, więc wstałem najdelikatniej i najciszej jak potrafiłem. Udałem się do kuchni i zacząłem robić mu śniadanie do łóżka. Zawsze je uwielbiał, ponieważ czuł się najważniejszy na świecie. Gdy już całe danie złożyłem na srebrej tacce razem z deserem u kawą, zadzwonił dzwonek. Z ciekawości, na którą jakoś sobie pozwoliłem, podszedłem cicho do drzwi i spojrzałem przez Judasza. Widok mnie zamurował.
"Tylko nie ten zboczeniec !" Pomyślałem wkurwiony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poproszę o twój komentarz ~`<3