Wstawiam Wam one shot'a nad którym sporo myślałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Niedługo wstawię rozdział Singing Our Song, a potem Just be Friends.
Tymczasem, zapraszam do czytania ( i komentowania !)
Wstałem rano, tak jak zwykle zaczynając od wyłączenia
przeklętego klocka, zwanego komórką. Odkryłem swoje blade ciało, a nogi same
znalazły swoje miejsce w kapciach.
Oparłem się na nich i poczłapałem do łazienki. Obmyłem równie bladą twarz zimną wodą, wytarłem ją w
jaśminowy ręcznik i spojrzałem w lustro, które wisiało na wysokości mojej
twarzy. Zauważyłem wilgotne jasne, przydługie kosmyki, przylegające do twarzy.
Tak bardzo kochałeś je dotykać. Zauważyłem bladą cerę i lekko rumiane policzki,
które pokrywały się czerwienią gdy je obcałowywałeś. Zobaczyłem również ciemne,
łąkowe oczy, w które patrzyłeś, gdy mówiłeś „Kocham Cię !”, a do tego,
spierzchniałe usta, które odpowiadały twoim odpowiedniczkom dokładnie to samo.
Nagle lustro stało się dla mnie moim lustrzanym
monitorem; zamiast swojego odbicia widziałem te wszystkie chwile w których
byliśmy razem. Zaśmiałem się nostalgicznie do samego siebie, ponieważ chwilę
temu śniłeś mi się. Ta sama uśmiechnięta twarz cały czas migała mi przed oczami
od kilkudziesięciu dni...
Przez twoją osobę spóźniłem się do szkoły. Wbiegłem do
sali zdyszany i przeprosiłem nauczyciela. Poczułem twój wzrok na mnie. Tak
bardzo bałem się go odwzajemnić. Pewnie wyglądałem okropnie z podkrążonymi
oczyma i chudszy niż zwykle byłem. Wypalałeś we mnie nowe dziury, które
chciałem, abyś załatał. Może kiedyś... Ja poczekam. Jestem cierpliwy, ale to
się kiedyś skończy. Ciekawe, czy będziesz się zastanawiał nad tym, że mogłeś
coś zrobić...
Usiadłem w swojej ławce, która była niedaleko twojej; dokładnie
w rzędzie obok, o dwie ławki oddalona w przód.
Całą tamtą drogę odprowadzałeś mnie wzrokiem. Już to przerabialiśmy. Gdy ja nagle patrzyłem ci w oczy, to one uciekały byle gdzie.
Całą tamtą drogę odprowadzałeś mnie wzrokiem. Już to przerabialiśmy. Gdy ja nagle patrzyłem ci w oczy, to one uciekały byle gdzie.
Siedziałem w swojej ławce i jak zwykle rysowałem
bazgroły. Mi się one w ogóle nie podobały, ale Ty mówiłeś, że są niesamowite.
Teraz już tego nie mówisz. Gdybyś je zobaczył, to byś wiedział co
przeżywałem... Z natłoku myśli wyrwał mnie nauczyciel. Zadał mi pytanie na
które nie znałem odpowiedzi. Bo skąd mogłem wiedzieć? Byłem słaby z matematyki,
ale Ty zawsze dawałeś mi korepetycje, a gdy zrobiłem coś dobrze, to
otrzymywałem od Ciebie pochwałę. W tamtym momencie nie miałem żadnej motywacji
do nauki. Klasa śmiała się ze mnie, ale Ty mnie zignorowałeś. Nawet nie
zaszczyciłeś mnie spojrzeniem...
Lekcje się skończyły. Zawsze we dwóch wychodziliśmy ostatni z klasy, a od kilkunastu dni, wychodziłem sam, gdy ty wyrywałeś się jako pierwszy. Zdecydowałem się na pozostanie w klasie, na co sensei mi pozwolił. W końcu byłem grzecznym chłopcem.
Usiadłem w swojej ławce i spojrzałem w okno. Po dłuższej chwili zacząłem śpiewać jedną z twoich ulubionych piosenek...
”I'm just the boy inside the man,
not exactly who you think I am.
Trying to trace my steps back here again,
so many times.
I'm just the spec inside your head.
You came and made me who I am.
I remember where it all began,
so clearly.
I feel a million miles away
still you connect me in your way,
and you created me
something I would've never seen.”
Lekcje się skończyły. Zawsze we dwóch wychodziliśmy ostatni z klasy, a od kilkunastu dni, wychodziłem sam, gdy ty wyrywałeś się jako pierwszy. Zdecydowałem się na pozostanie w klasie, na co sensei mi pozwolił. W końcu byłem grzecznym chłopcem.
Usiadłem w swojej ławce i spojrzałem w okno. Po dłuższej chwili zacząłem śpiewać jedną z twoich ulubionych piosenek...
”I'm just the boy inside the man,
not exactly who you think I am.
Trying to trace my steps back here again,
so many times.
I'm just the spec inside your head.
You came and made me who I am.
I remember where it all began,
so clearly.
I feel a million miles away
still you connect me in your way,
and you created me
something I would've never seen.”
Patrzyłem się przez okno na niebo, które nasz łączyło.
Kiedyś. Nagle zobaczyłem Ciebie wchodzącego spowrotem do budynku szkoły. Byłeś
sam, a ja stwierdziłem, że to dobra okazja, by Cię zobaczyć i z Tobą
porozmawiać. Czekałem w sali, mając nadzieję, że do mnie idziesz.
Minęło około dziesięciu minut, a Ty nie przychodziłeś.
Postanowiłem Cię poszukać, musiałem z Tobą porozmawiać. Wyszedłem z sali i
podszedłem do jednej, która była naprzeciwko naszej. I nic. Poszedłem do innej,
ale także tam Ciebie nie było. Sprawdziłem nawet schowek na szczotki, byle Cię
znaleźć. Zrezygnowany chciałem wrócić do klasy, ale mijając jedną z ostatnich
na korytarzu, usłyszałem jakiś dźwięk. Podszedłem bliżej i... Znalazłem Ciebie.
Nie byłeś sam. Macałeś się z jakimś nieznanym mi chłopakiem. Wyglądaliście na
bardzo pochłoniętych swoim zajęciem, a ja, zamiast wejść i zrobić awanturę, czy
pójść stamtąd, stałem. Powinienem mieć
smutny, lub zszokowany wyraz twarzy, ale nie miałem. Moja twarz nie wyrażała
żadnych emocji; stałem i patrzyłem się tak na was, nic nie czując. Byłem tak
pusty, jak nigdy wcześniej. Tamten chłopak obłapiający Twoje ciało spojrzał w
moim kierunku, na co trochę się spiąłem. Jednak dalej stałem tak, jak
wcześniej, a on uśmiechał się lekko, lubieżnie. Twoje usta przestały
obcałowywać jego szyję i pewnie powiedziały coś w stylu "Na co
patrzysz?" albo "Co jest?". Spojrzałeś w moim kierunku, po czym
spiąłeś się znacznie bardziej ode mnie. Wyglądało to tak, jakbym przyłapał Cię
na zdradzie, ale przecież nie byliśmy w tedy razem. Po dłuższej chwili lekko odepchnąłeś
"Obcego" od siebie i wolno zacząłeś iść w moim kierunku. Po dwóch,
czy trzech krokach zatrzymałeś się i lekko uniosłeś rękę w górę. Wyglądało to
tak, jakbyś próbował mnie złapać, nie
zdając sobie sprawy, że dzielą nas przymknięte drzwi. Odwróciłem się i
najnormalniej w świecie , odszedłem. Prawdopodobnie próbowałeś otworzyć drzwi,
które jakimś cudem były zamknięte. Lekko odwróciłem na chwilę głowę i
zobaczyłem, że nieznajomy trzyma klucz, ale Ty chyba o tym nie wiedziałeś...
Po chwili byłem w sali. Nie płakałem, moje ciało nie
miało w sobie żadnej przewijającej się emocji. Usłyszałem kroki, prawdopodobnie
Twoje. Wszedłeś do sali...
Po chwili usłyszałem inne kroki i słowa: „Idziemy?”. Wymówiły je słowa „Obcego”. Wiedziałem to, ponieważ twój głos był taki piękny i melodyjny, a nie taki podstępny, jak tamtego.
Usłyszałem zgrzyt suwaka, oraz niepojęte dla mnie dźwięki. Ucichły, a po chwili spowrotem ktoś zasunął suwak. Dwie pary kroków oddalały się, aż w końcu ucichły. Spojrzałem się przez poziome dziury i upewniłem się, czy nikogo nie ma. Schowałem się do szafki na miotły. Nie wpadłeś na to, że mógłbym schować się właśnie tam?
Osunąłem się wzdłuż metalowej ściany i zacząłem płakać...
Po chwili usłyszałem inne kroki i słowa: „Idziemy?”. Wymówiły je słowa „Obcego”. Wiedziałem to, ponieważ twój głos był taki piękny i melodyjny, a nie taki podstępny, jak tamtego.
Usłyszałem zgrzyt suwaka, oraz niepojęte dla mnie dźwięki. Ucichły, a po chwili spowrotem ktoś zasunął suwak. Dwie pary kroków oddalały się, aż w końcu ucichły. Spojrzałem się przez poziome dziury i upewniłem się, czy nikogo nie ma. Schowałem się do szafki na miotły. Nie wpadłeś na to, że mógłbym schować się właśnie tam?
Osunąłem się wzdłuż metalowej ściany i zacząłem płakać...
Nie wiem ile konkretnie siedziałem w szafce, ale było to
długo. W końcu wyszedłem ze schowka. Podszedłem do swojej torby, by sprawdzić
co z nią zrobiłeś. Otworzyłem ją i ujrzałem małą kartkę, wyrwaną chyba z mojego
zeszytu. Napisałeś na niej „ Przepraszam cię. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.”.
Żadnej obietnicy. Żadnych próśb powrotu. Zwykłe, pieprzone „Przepraszam”.
Zgniotłem kartkę, włożyłem ja do kieszeni spodni, wziąłem swoją torbę i
wyszedłem z klasy. Rozejrzałem się, czy nigdzie was nie ma. Na szczęście nie.
Ruszyłem na dół, do swojej szafki. Ubrałem się i już miałem wyjść, gdy mignęło
mi Twoje nazwisko i imię. Stałem przed twoją szafką. Wyjąłem tę kartkę, którą
mi dałeś i podarłem ją, po czym podpaliłem. Szybko rzuciłem kawałki na ziemię,
po czym je zgasiłem, depcząc. Wziąłem je w dłoń, lekko się sparzyłem, bo nie zauważyłem,
że jeden kawałek się żarzy. Ale to nic. To tylko kolejna blizna na moim ciele o
której nie miałeś pojęcia. Otworzyłem twoją szafkę, poczym wypałem te kawałki
do niej. Zamknąłem ją i najnormalniej w świecie, wyszedłem ze szkoły. Nałożyłem
swoje duże słuchawki, które pożyczałeś ode mnie, bo były ci potrzebne na
informatykę. Mówiłeś mi, że kupisz sobie takie, abyśmy mięli takie same...
Włączyłem muzykę i wróciłem do domu.
Następnego dnia stałem w kącie i wzrokiem szukałem
Ciebie. Chciałem zobaczyć twój wyraz twarzy, gdy znajdujesz to, co mi dałeś.
Dziś rano dorzuciłem jeszcze bransoletkę, którą od ciebie kiedyś dostałem.
Wszedłeś. Nareszcie. Podszedłeś do swojej szafki i otworzyłeś ją. Twoja mina jest bezcenna. Wziąłeś skórzany pasek ze srebrną tabliczką z napisem „Mój”, poczym rozejrzałeś się dookoła. Twoje źrenice napotkały moje. Twoje usta otworzyły się i chyba chciały coś krzyknąć, ale ja odwróciłem się i poszedłem. Zignorowałem Cię.
Wszedłeś. Nareszcie. Podszedłeś do swojej szafki i otworzyłeś ją. Twoja mina jest bezcenna. Wziąłeś skórzany pasek ze srebrną tabliczką z napisem „Mój”, poczym rozejrzałeś się dookoła. Twoje źrenice napotkały moje. Twoje usta otworzyły się i chyba chciały coś krzyknąć, ale ja odwróciłem się i poszedłem. Zignorowałem Cię.
Lekcje toczyły się w ciszy, żadne z nas nie spojrzało na
siebie. Może to i lepiej. Teraz tylko musze pokonać ten ból, gdy Cię widzę, lub
śnię o Tobie. Dam radę... Chyba...
Dzwonek. Pakuję się. Tym razem to ja wyjdę pierwszy, a Ciebie zostawię w tyle. Zauważyłeś mnie. Zauważyłeś po tych przeklętych kilkunastu lekcjach! Wstałeś i chciałeś podejść do mnie, ale ja cię szybko wyminąłem, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Bolało mnie to, ale musiałem tak zrobić. By nie cierpieć jeszcze bardziej. Nie poszedłeś za mną, to nawet lepiej. Zszedłem na dół i otworzyłem swoją szafkę. Znów jakaś karteczka, której i tak nie przeczytałem. Również ją podarłem i wrzuciłem do twojej szafki. Ubrałem się i wyszedłem z budynku szkoły. Będąc na dziedzińcu poczułem czyjś wzrok na sobie. Myślałem, że to ty, albo „Obcy”. Postanowiłem się odwrócić. Moje tęczówki napotkały Twoje. Przez chwilę staliśmy tak oboje, patrząc w swoje oczy, ale zerwałem kontakt, bo odwróciłem się do Ciebie tyłem, po czym poszedłem do domu.
Dzwonek. Pakuję się. Tym razem to ja wyjdę pierwszy, a Ciebie zostawię w tyle. Zauważyłeś mnie. Zauważyłeś po tych przeklętych kilkunastu lekcjach! Wstałeś i chciałeś podejść do mnie, ale ja cię szybko wyminąłem, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Bolało mnie to, ale musiałem tak zrobić. By nie cierpieć jeszcze bardziej. Nie poszedłeś za mną, to nawet lepiej. Zszedłem na dół i otworzyłem swoją szafkę. Znów jakaś karteczka, której i tak nie przeczytałem. Również ją podarłem i wrzuciłem do twojej szafki. Ubrałem się i wyszedłem z budynku szkoły. Będąc na dziedzińcu poczułem czyjś wzrok na sobie. Myślałem, że to ty, albo „Obcy”. Postanowiłem się odwrócić. Moje tęczówki napotkały Twoje. Przez chwilę staliśmy tak oboje, patrząc w swoje oczy, ale zerwałem kontakt, bo odwróciłem się do Ciebie tyłem, po czym poszedłem do domu.
Minęło tak kilka dni. Tak samo budziłem się, żyłem,
zasypiałem. W szkole patrzyłeś się na mnie, ale ja nie odwzajemniałem kontaktu
wzrokowego. Myślałem, że zapominam...
Byłem zdziwiony, gdy po lekcjach zostałeś w sali.
Próbowałem wyjść, ale drzwi były zamknięte. Pewnie to Ty je zamknąłeś.
Zawołałeś mnie po imieniu, a ja drgnąłem. Cały czas stałem do ciebie tyłem.
Usłyszałem cichutki szelest i poczułem sile i gorące ramiona oplatające moją
talię. Przytuliłeś mnie? Przytuliłeś mnie. Przytuliłeś mnie ! Odrzuciłem twoje
ręce, ale one i tak znów przylgnęły do mojego ciała. Powiedziałem ci, że nie
dostaniesz mojego tyłka, więc możesz przestać się kompromitować i znów je
zrzuciłem, ale one po raz kolejny oplotły moją talię, tym razem mocniej.
Zacząłem się szarpać, ale bezskutecznie, w końcu byłeś bardzo silny. Złapałeś
mnie za ramiona, a ja ciebie za przeguby dłoni, próbowałem oderwać się od
Ciebie, oczywiście bezskutecznie, pomimo moich hardych starań. Odwróciłeś mnie
w swoją stronę, a ja stanąłem wryty w podłogę, wpatrując się w ten obrazek.
Płakałeś. Ty, któryś nigdy nie płakał, nawet nie pokazywał, że masz na to
ochotę, płakałeś. Przy mnie. Przez to poczułem się trochę szczęśliwy, że
otworzyłeś się przede mną. Ale zapytałem Ciebie w myślach, czy przed „Obcym”
Też tak reagowałeś; Ty, jakbyś je przeczytał, powiedziałeś, że tylko ja Cię
widzę takiego rozdygotanego. Nie wiedziałem co zrobić. Pocieszyć Cię? Okrzyczeć
Ciebie? Czy może olać? Znów przeczytałeś moje myśli i powiedziałeś mi, żebym
Cię nie odtrącał. Ale co ja sam chciałem zrobić? Przytuliłeś mnie, ale ja tego
nie odwzajemniłem. Twoja głowa znalazła swoje ulubione miejsce w zagłębieniu
mojej szyi i oparła się tam. Powinienem cię przytulić, a potem pogłaskać, tak
jak to lubiłeś; uspokajało Cię to. Ale nie zrobiłem tego, a mało brakowało.
Powiedziałem ci „ I co, myślisz, że to wszystko rozwiąże?”. Ty lekko
wzdrygnąłeś się i spojrzałeś mi w oczy, zdezorientowany, próbując wyczytać z
nich emocje, nadaremno. Za dobrze je ukryłem, byś zauważył, że również jestem
zdziwiony swoim zachowaniem. Przecież zawsze ci wybaczałem; wszystko
wybaczałem. Więc czemu teraz tak miało nie być?
Zacząłeś mówić do mnie tak, jak nigdy, uczuciowo. Cały czas płakałeś. Mówiłeś mi, że wcześniej mnie nie doceniałeś, że żałujesz wszystkiego, każdej chwili beze mnie. Ponoć uświadomiłeś to sobie, gdy zacząłem Cię ignorować; ponoć nie mogłeś beze mnie żyć, chociaż nie było tego po Tobie widać; nigdy nie było. Powiedziałeś także, że tamten „Obcy” od dawna próbował Cię poderwać, a przez to, że nie jesteśmy razem, uległeś mu. Ponoć chciałeś też dowiedzieć się, czy mnie kochasz, a teraz jesteś tego stuprocentowo pewien. Wbrew sobie powiedziałem Ci „Nie żartuj” i zacząłem się wyrywać. W końcu się wyrwałem. Stałem i patrzyłem się na Ciebie, nie wiedziałem co robić. Zdrowy rozsądek mówił mi, żebym uciekał, ale serce kazało mi zostać. Po chwili zacząłem płakać, a zamiast zostać, jednak wybiegłem, a ty Pobiegłeś za mną. Tuż przed schodami złapałeś mnie za rękę...
Zacząłeś mówić do mnie tak, jak nigdy, uczuciowo. Cały czas płakałeś. Mówiłeś mi, że wcześniej mnie nie doceniałeś, że żałujesz wszystkiego, każdej chwili beze mnie. Ponoć uświadomiłeś to sobie, gdy zacząłem Cię ignorować; ponoć nie mogłeś beze mnie żyć, chociaż nie było tego po Tobie widać; nigdy nie było. Powiedziałeś także, że tamten „Obcy” od dawna próbował Cię poderwać, a przez to, że nie jesteśmy razem, uległeś mu. Ponoć chciałeś też dowiedzieć się, czy mnie kochasz, a teraz jesteś tego stuprocentowo pewien. Wbrew sobie powiedziałem Ci „Nie żartuj” i zacząłem się wyrywać. W końcu się wyrwałem. Stałem i patrzyłem się na Ciebie, nie wiedziałem co robić. Zdrowy rozsądek mówił mi, żebym uciekał, ale serce kazało mi zostać. Po chwili zacząłem płakać, a zamiast zostać, jednak wybiegłem, a ty Pobiegłeś za mną. Tuż przed schodami złapałeś mnie za rękę...
Po tamtym dniu, cały czas starałeś się mnie odzyskać.
Pomału zacząłem ci ufać. Kocham Cię, ale nie jestem pewien, czy znów możemy być
razem. Do teraz pamiętam Ciebie mówiącego do mnie, że mnie nie kochasz z pełną powagą w oczach i bez chwili
zawahania.
Czy będziemy razem? Czas pokaże. Pewnie tak, ponieważ kocham Cię całym
sercem i będę kochać wiecznie. Jesteś dla mnie całym światem.
Cudne... mimowolnie poleciały mi łzy z oczu... Rzadko płaczę...
OdpowiedzUsuń