sobota, 1 sierpnia 2015

Bring me to Life 2



W końcu jest rozdział !!!

Tak, tak, należą mi się brawa normalnie. Nie tylko za w miarę dobry termin, ale również za aż 7 i pół stron rozdziału! W końcu udało mi się napisać tyle i jestem z siebie zadowolona. Niestety przez różne rzeczy nie mam na to za bardzo czasu i muszę podciągnąć się ,w pewnych kwestiach. Trochę spasuję z pisaniem, ale rozdziały będą ukazywać się mniej więcej co tydzień. Poznacie też tutaj pewnego bordowo włosego, którego mam nadzieję, ze polubicie, Może kiedyś napisze i jego historię? Zobaczy się, a teraz serdecznie zapraszam na drugi rozdział "Bring Me to  life"
*dziękuję również za +4.000 wejść!*





        -Masz chwilkę?- Czarnowłosy położył delikatnie dużą dłoń na ramieniu Matthew. Podniósł głowę do góry i przyjrzał się oczom przyjaciela jego... Obrońcy. Po nich wywnioskować można, że jest pół Azjatą.
- Tak- Odpowiedział obojętnym i niezwykle cichym tonem głosu. O dziwo wyższy go usłyszał i wskazał ręką kierunek w którym mieli się udać.
          Usiedli na starej, drewnianej ławce. Takich już nie produkowali, a blondynowi kojarzyły się z dzieciństwem, niezbyt szczęśliwym ze względu na ciągłe kłótnie w domu o cokolwiek. Jednak, siedząc na drewnie i dotykając go delikatnie i niezauważalnie palcami wspominał swoją nianię, która od zawsze była z nim i wieczorami piekła różne ciasteczka, które często w kłótniach rodzinnych lądowały na drogim dywanie. Siedzieli w ciszy, oczywiście, błękitnooki bał się odezwać i nie wiedział też po co przyszedł w to miejsce. Bał się również patrzeć na nieznajomego chłopaka,  gdyż ten mógł to źle odebrać.

- Posłuchaj, chciałbym ci opowiedzieć trochę o Jamesie, ponieważ raczej będziecie spędzali dużo czasu razem...- Poczochrał swoją fryzurę ,a czarne oczy na chwilę spojrzały się w niebieskie, ale powróciły do podziwiania jakiegoś punktu na ziemi.-...James nie miał łatwego życia. Wszystko zaczęło się od porzucenia pracy przez jego ojca na rzecz bycia dyrektorem tej placówki. Odszedł z dobrej pracy, by spełnić marzenie, co nie spodobało się jego matce. Od razu zażądała rozwodu i wszystkich praw rodzicielskich w sprawie Jamesa. Nie robiła jednak tego, bo kochała swoje dziecko, tylko chciała dopiec mężowi. Otrzymała je po rozwodzie, ale jej były mąż mógł spotykać się z synem kiedy chciał. Ona latała po klubach i przychodziła z nimi do domu, a James w wieku siedmiu lat zostawał wyrzucony z domu na ten czas. Trawo to półtora roku. Półtora roku mój przyjaciel cierpiał, na dodatek nigdy nie było nic w lodówce, a matka nie chciała dawać mu pieniędzy, chociaż dobrze zarabiała. Przez ten okres również wmówiła mu, że jej były mąż jest najgorszą gnidą. Któregoś razu jego ojciec postanowił go odwiedzić bez zapowiedzi. Przejeżdżał obok, a była żona nie odbierała telefonu, ale i tak postanowił zobaczyć Jamesa, pomimo późnej pory. Spotkał własnego syna siedzącego w nocy pod klatką. Zdarzało się to kilkadziesiąt razy. Kolejna rozprawa sądowa. Ojciec dostał prawa rodzicielskie, ale James nie był już takim dobrym chłopcem, marzącym o byciu piosenkarzem, przestał interesować się literaturą. Wychodził późno w nocy i często nie wracał przez kilkadziesiąt godzin. Gdy James nie chciał zrobić czegoś, o co prosił ojciec to szedł buntować się do matki, a ta groziła mu policją. Tak dzieje się do teraz- Zakończył opowieść i spojrzał na twarz współrozmówcy. Nic. Żadnych emocji, jak zwykle. Żadnej odpowiedzi. W końcu zadzwonił dzwonek na lekcję, a oni jednocześnie wstali i ruszyli każdy do swoich klas w milczeniu.

         Matthew rozmyślał całą lekcję nad tym, co powiedział mu czarnooki." Też nie miał łatwego życia" Stwierdził fakt oczywisty i patrząc w okno rozmyślał nad własnym dzieciństwem, w ramionach niani, w szkole tłamszony, poniżany, wyśmiewany...
- Matthew Smith, do odpowiedzi- Matematyk o krótkich, brązowych włosach i takiegoż samego koloru oczach zwrócił uwagę błękitnookiego.- Podaj mi definicję walca- Poprawił okulary, czekając na odpowiedź.
- ...Walec to bryła wyznaczona przez obrót prostokąta- Cichutko wyrecytował.
- Co powiedziałeś? Nie słyszałem- Podszedł do stojącego blondyna- Mógłbyś jeszcze raz?
- Walec to bryła wyznaczona przez obrót prostokąta...
- Wokół czego?
- Osi jego symetrii...
- ...Lub jego boku. Siadaj i skup się na zajęciach, bo następnym razem, na którego nie liczę, nie dam ci tak łatwych pytań.
- Przepraszam- Lekko się skłonił i usiadł. Lekcja dochodziła od końca małymi kroczkami wyznaczanymi przez wskazówki zegara.
          Tak, jak mu kazano, James chodził za Matthew na każdej przerwie, lub po prostu był w pobliżu. Brunet był znudzony, a blondyn obojętny, już przestała go intrygować obecność nowej osoby w jego otoczeniu. Siedział na ławce i wpatrywał się w okno naprzeciw niego. Podziwiał chmury i rozmarzył się. Zawsze lubił białe obłoki sunące po błękitnej tafli, były dla niego nostalgiczne- przypominały ludzi. Tworzyły się, płynęły szybko, lub wolno, w zależności od wiatru. Łączył się z innymi, albo odwrotnie, pozostawiały i podróżowały dalej, aż w końcu całkowicie znikały. Żadna z nich nie była taka sama, nie istniały idealne.

Kolejna przerwa, tym razem śniadaniowa. James siedział niedaleko Matthew, który jadł śniadanie. On sam nic nie jadł, nie potrafił gotować, ani nie chciało mu się nic robić. Zawsze to jego przyjaciel dawał mu część swojego jedzenia, ale gdzieś zniknął. Nagle w jego kierunku poleciała kanapka, którą zręcznie złapał. Była od Matthew, ale James nie chciał litości.
- Zjedz- Wyszeptał blondyn, gdy w końcu zdecydował się spojrzeć na bruneta.
- Nie chcę
- A ja nie mogę kolejnej- Skłamał. Wiedział, że tamten jest głodny. Każdy by był.
- To daj przyjaciołom, albo znajomym- Prychnął. Ten dzieciak zaczynał go coraz bardziej denerwować.
- Nie mam znajomych, ani przyjaciół- Nie przejął się tym, bo przywykł do samotności. Na samym początku bał się jej i chciał zrobić wszystko, aby nie być sam, jednak ona i tak go dopadła, a on nie potrafił już bez niej żyć. James słysząc słowa blondyna, oraz swój żołądek, zabrał się za kanapkę. Była niesamowicie pyszna.
Obaj chłopcy skończyli jeść i nudzili się resztę przerwy śniadaniowej. Żaden nie odezwał się do tego drugiego. Bo po co? Niebyli przyjaciółmi, nawet kolegami, ani nie chodzili ze sobą do klasy.  Łączyła ich tylko głupia umowa dorosłych, której musieli się podporządkować.
Jak zwykle wracali razem do domu, niedaleko siebie, ze słuchawkami na uszach, odizolowani od wszystkiego i pogrążeni we własnych myślach. Nagle coś śmignęło Matthew przed oczami i czmychnęło w krzaki. Odstawił torbę na ziemię i podszedł do kolczastej rośliny w której znajdował się przybysz. Rozsunął liściaste gałęzie rękami, lekko się przy tym kalecząc. Jego oczom ukazał się malutki, czarny szczeniak ze złotymi skarpetkami na przednich łapkach. Błękitnooki zauważył też, że pies ma podkuloną  łapkę. Sięgnął do niego, a ten zapiszczał przestraszony. Aby go uspokoić, pierw pogłaskał go po główce, po czym podniósł delikatnie. Zdjął z siebie marynarkę i delikatnie owinął małe stworzonko. Podniósł swoja torbę i ominął bez słowa zniecierpliwionego bruneta. Wyjął telefon i sprawdził, gdzie znajduje się najbliższy weterynarz. Na szczęście budynek weterynarii był dwie przecznice stąd. W przychodni opatrzyli małego, wyczyścili małe ranki, które powstały przez kolce, gdy maluch wbiegał w krzak. Dowiedział się też, że pies nie należy do nikogo, oraz jest kundelkiem. Wyrośnie na dużego psa, podobnego do owczarka. Zapłacił, podziękował i wyszedł. Wyjął telefon i zadzwoni ł do rodziców.
- Dzień dobry. Chciałbym się was zapytać, czy mogę przygarnąć szczenię.
- Tak, niech nie wchodzi do naszej sypialni. Nie przeszkadzaj, jestem zajęta- Po czym matka blondyna rozłączyła się. Tak samo brzmiała rozmowa z ojcem po której we trójkę udali się do sklepu zoologicznego. Po czterdziestu minutach znaleźli się pod domem Matthew.
- Wejdź, napij się- Powiedział do bruneta, który otaksował niższego od siebie wzrokiem z daleka.
-  Nie, dzięki- Odparł pomimo tego, że naprawdę chciało mu się pić..
- Wejdź- Uparł się, bo widział, ze chłopak aż się roztapia. Ten niechętnie przystanął na  propozycje młodszego i wszedł do gigantycznego holu. Z zewnątrz dom wyglądał na duży, ale nie aż tak. ”Architekt się postarał” Pomyślał, oglądając całe pomieszczenie. Wejście do salonu było połączone z przedpokojem, oba białego koloru. Podłoga była ciemna z szarymi dywanami, a niedaleko wejścia do domu postawiony był mały stopień w stylu japońskim. Cały dom był pół azjatycki, pół nowoczesny, ale i przyjemny, rodzinny.
- Proszę- Blondyn wyszedł z kuchni i skierował się z dwoma szklankami soku z lodem do salonu, a James poszedł na nim, uprzednio ściągając buty i odstawiając torbę na pobliską szafkę. Błękitnooki położył koło komody rzeczy dla szczeniaczka, jak i jego samego na fotelu. Matthew nałożył mu małą obróżkę z już wyrytym adresem domu. Pies był już zarejestrowany u weterynarza.  Mały przedmiot był ciemnobrązowy z chustką, tegoż samego koloru. Wzorki były ciemnozłoto-szare. Gdy zwierzak miał już na szyi nowy zakup, zaciekawiony chłopak usiadł naprzeciw szczeniaka i pochylił się lekko do niego. Zaczął go głaskać, by go uspokoić, co przyniosło skutki. Maluch podgryzał mu palce. Matthew był  bardzo szczęśliwy, nieświadomie uniósł kąciki ust ku górze. Bardzo delikatnie, że prawie nie było tego widać. Jednak James to zauważył.” Hmm? On to potrafi? Nieźle, nawet roboty mają uczucia?” Pomyślał, gdy patrzył się na szczęśliwego błękitnookiego, sącząc sok. Nagle bawiący się ze szczeniaczkiem chłopak wstał i podszedł do toreb. Wyjął z tego dwie miski  i chrupki dla psa, po czym skierował się do kuchni. Przemył plastikowe naczynia, od jednego nalał świeżej chłodniejszej wody, a do drugie wytarł i nasypał chrupek. Wrócił od pomieszczenia i położył obie na ziemi, szczeniaka obok. Ten ochoczo podszedł i pierw napił się, potem zjadł. Nagle maluszek podszedł do Jamesa trochę wystraszony i spojrzał na niego ciemnozłotymi ślepiami. Ten pogłaskał go, odstawił pustą szklankę i skierował się do wyjścia. Matthew odprowadził go. Żaden nic nie powiedział, tylko porozumiewali się wzrokiem. Po ubraniu butów i zabraniu swojej torby, brunet wyszedł i nie oglądał się za siebie, tak samo jak blondyn.

Następnego dnia w szkole Jamesowi towarzyszył przyjaciel. On i Matthew w miarę się dogadywali, obaj byli raczej cichymi i spokojnymi typami. Brunet od czasu do czasu przyglądał się im i był trochę zazdrosny.
- Ej, Kyoji! Idziemy dziś wieczorem do klubu?- Zapytał przyjaciela. Miał już dość tego, że jego jedyny, najlepszy przyjaciel tak beztrosko rozmawiał z tak żałosnym chłopaczkiem. Niby już go nie irytował tak, jak wcześniej, ale w tamtym momencie przekroczył granicę o spory kawał.”Niech nie bierze się za coś, co nigdy nie będzie jego! Jak chce to niech sobie znajdzie kogoś innego, a od Kyojiego się odwali!” Pomyślał, gdy przysłuchiwał się ich rozmowie. Muzyka ta sama, podobne charaktery, jak i zasady, którymi się kierowali. „Może, kurwa, zakochajcie się w sobie, a mnie zostawcie samego!” Krzyknął w myślach. Zabrał swoje rzeczy i odszedł od zajętych rozmową chłopaków.
- Ech-  Westchnął Kyoji, patrząc na oddalającego się przyjaciela.
- Czy był zazdrosny?- Zapytał wyższego chłopaka, siedzącego po prawej stronie.Przyjrzał mu się. Czarnowłosy był naprawdę przystojny, trochę mocniej budowany i nie był niski, tak, jak większość Japończyków. Miał też trochę większe, jednak dalej skośne oczy, które nie były przyjazne, ale nie odstraszały. Ogółem był bardzo cichy, kulturalny i małomówny- taki, jak Matthew, więc dogadywali się bardzo dobrze. jednak blondyn martwił się, czy przypadkiem James nie byłby zły, gdyby się zaprzyjaźnili, jednak, czy była na to szansa ze strony błękitnookiego? Nie chciał mieć więcej osób, które by go zostawił, bał się tego najbardziej na świecie. Jedną, jedyną osobą, która nigdy go nie zostawiła od zawsze była niania. To ona pocieszała go zawsze, gdy tego potrzebował. Jej mąż, równie ciepły mężczyzna, zawsze ochoczo witał go u siebie w domu. Lubili razem konstruować przeróżne rzeczy, razem je naprawiać, czy rąbać drewno do kominka. Mieli też duży ogród i Matthew od razu pomyślał o swoim małym szczęściu, które musiało zostać same w domu. Przede wszystkim musiał zawiadomić nianię o nowej duszyczce do wykarmienia.
- Najwyraźniej denerwuje go to, że spędzamy razem czas, ponieważ zawsze byłem tylko ja i on- Odpowiedział po chwili zamyślenia. Matthew wyjął swój telefon i zadzwonił do swojej niani. Miała dwie prace- jako jego opiekunka i pisarka w czasopiśmie literackim. Głównie to dzięki niej załapał smykałkę do tworzenia literatury wszelakiej maści. Wszystkie wydruki, oraz rękopisy miał w jednej szufladzie w biurku. Na szczęście była głęboka, więc wszystko jakoś się mieściło, ale planował przegrupować gotowe prace z tymi nieskończonymi i poprzenosić. Musiał kiedyś to zrobić.
- Mm... Nie rozumiem- Odpowiedział koledze. Dlaczego miałby być zazdrosny? Przecież on nie zamierza mu go zabrać, najwyraźniej obrażony chłopak nie wiedział o tym.
- Ech… Wiesz, że James zawsze był sam. Szczerze mówiąc to złapaliśmy wspólną nitkę, gdy pewnego dnia wszedłem do jego pokoju, a ten nieświadomy podglądacza, dalej grał na skrzypcach…- Matthew niezauważalnie zdziwił się. „Ten chłopak i tak piękny instrument?” Zapytał się w myślach.
- tak, on kocha skrzypce- Jakby czytał mu w myślach- Jesteśmy trochę podobni, ty i ja. Dlatego też on boi się, że mnie straci, pomimo tego, że mu obiecałem, że go nie zostawię.- Upił łyk z puszki, którą wcześniej dał mu James. Nagle zadzwonił dzwonek, a oni pożegnali się wzrokiem i każdy poszedł w swoją stronę.

Po lekcjach jeszcze bardziej zniechęcony James wlókł się za Mattew. Było już dość późno, gdyż blondyn musiał zostać dłużej, jako, że został skarbnikiem i to był jego pierwszy dzień z nowymi obowiązkami. Niebo było prawie czarne. Brunet nagle usłyszał coś niepokojącego i podszedł do Matthew, wyklinając pod nosem.
- Idź szybciej- Zbliżył się do niego i szepnął mu do ucha. Blondyn poczuł na nim delikatny oddech bruneta. Przeszła go gęsia skórka i spojrzał mu się w oczy. Ten skierowany wzrok miał przed siebie. Wyglądał na zdenerwowanego.- No, szybciej- Znów go ponaglił, błękitnooki poszedł szybciej. Dalej szli blisko siebie. Matt cały czas czuł zapach bruneta, wymieszany z delikatną wonią perfum. Bardzo ładnych i pasujących tamtemu perfum. Były odrobinkę słodkie, ale bardzo męskie i drapieżne. Nagle James stanął i w tedy brunet zauważył, że na jego ramieniu jest jego ręka, która zacisnęła się bardzo mocni. „Będą siniaki” Pomyślał i spojrzał przed siebie.
- No, cześć James- Odezwał się przybysz, najpewniej to przed nim uciekali.
- Spieprzaj, nie mam czasu na twoje gierki- Odpowiedział, dalej nie oddalając się od zdezorientowanego blondyna.
- Nie-e~- Śpiewnym głosem odmówił i przybliżył się do chłopaków. Nagle za nimi znaleźni się kolejni dwaj- Nie będziesz się panoszył i odbierał mi dziewczyny!- Zamachnął się. James popchnął w innym kierunku Matthew, który uderzył delikatnie plecami o mur.  Zaczęła się bojka, jednak blondyn nie był na nią obojętny. Coś tam potrafił, gdyż ukochana niania nauczyła go samoobrony i jak sobie poradzić/bić w takiej sytuacji. „Trzech na jednego- nie fair” Pomyślał. Na niego rzucił się jakich bordowo włosy chłopak, a błękitnooki przerzucił go przez ramię, dopchnął do muru i walnął pięścią w szczękę. Niestety, miał mało siły, nie był dobrze zbudowany, oraz niezbyt wysoki i to były jego jedyne minusy w walkach. Przeciwnik szybko oprzytomniał i oddał cios  w skroń. Matthew zdezorientowany padł na ziemię i nie ruszał się przez moment. Gdy w końcu oprzytomniał, znów zaatakował, tym razem z większą siłą jednego z atakujących Jamesa i powalił go na ziemię. „Kiedy przyjedzie ta policja?” Zastanawiał się w myślach. Matthew oberwał w ramię, ale nie zwolnił uścisku w którym był trzymany przez zakapturzonego chłopaka pod sobą. Przywalił mu jeszcze ze trzy razy i gdy ten już całkiem nie miał sił by wstać i prawdopodobnie zemdlał, rozejrzał się. Bójka skończyła się. Szukał wzrokiem Jamesa. Wiele się nie na szukał, gdyż ten ledwo przytomny siedział pod murem i łapał się za głowę. „Cholera!” Pomyślał. Co by tu zrobić?! Miał dwóch rannych chłopaków leżących na ziemi i kilkadziesiąt metrów do domu. „Oby jeszcze była w domu…” wyciągnął telefon i zadzwonił do ukochanej niani.
- Cześć skarbeczku, o co chodzi? Co tak późno? Czekam na ciebie z obiadem. Przyjechał też mój mąż-Usłyszał naturalnie przemiły głos starszej kobiety.
- C-ciociu…- Zawsze tak zwracał się do niej- .. Niej wujek przyjdzie na ulicę XXX, szybko. Proszę
- Matko, co się stało?!- Zmartwiła się kobieta i zawołała swojego męża. Szybko przekazała informacje i powróciła do rozmowy telefonicznej.- Matty, co się stało?!
- B-bójka…- Wyjąkał.
- O mój Boże, wujek Thomas już do ciebie idzie, a ja przyszykuję apteczkę. Ilu was tam rannych jest?
- Ja przytomny, jeden nie, a drugi ledwo kontaktuje. Dam rade jednego unieść, ale dwóch na pewno nie, więc zadzwoniłem
- I bardzo dobrze!
- już widzę wujka, rozłączam się
- Dobrze.- Rozłączyli się.
- Matty! - Krzyknął podsiwiały mężczyzna z lekkim brzuszkiem i podbiegł do ulubieńca.
- Hej. Weź Jamesa, ja wezmę tego tu- Zarzucił bordowo włosego, nieznajomego chłopaka na plecy i zawlókł go do swojego domu, pan Thomas zrobił to samo z brunetem. Oboje zostali położeni w pokoju Matthew. James na łóżku, a nieznajomy chłopak na kanapie. Zostali dobrze opatrzeni przez starsze małżeństwo. Całe szczęście, że pięćdziesięcioparo latek był bardzo dobrym i szanowanym lekarzem. Blondyn położył się na ziemi, pomiędzy meblami na których spoczywali nieprzytomni chłopcy. Tej nocy żaden z nich się nie ocknął.
Matthew obudził się samym rankiem przez szmer dochodzący z jego prawej strony po której stała kanapa.
- Mnnnn…- Zamruczał nieznajomy- Co tak śmierdziii…?- Otworzył duże, brązowe ślepia na drugie psie. Wystraszył się trochę i wzdrygnął, a szczeniak zaczął radośnie merdać ogonkiem i lizać jego twarz. Ten rozejrzał się i zrównał wzrokiem z blondynem. Bardzo szybko podniósł się do siadu, czego pożałował, bo głowa go rozbolała jeszcze bardziej.
- Nie wstawaj- Powiedział Matt i wstał. Podał nieznajomemu tabletki przeciwbólowe i wodę do picia. Zabrał szczeniaka z niego i usadowił sobie na ramieniu. Był on taki malutki, że bezproblemowo dało się go przewiesić przez ramię.
- Coś cię jeszcze boli?- Zapytał i usiadł koło bordowo włosego.
- Oprócz głowy to nic. Jak… się tu znalazłem?- Zapytał.
- Po bójce, razem z wujkiem Thomasem przenieśliśmy was do mojego domu. James się jeszcze nie ocknął.
- Aha- Podrapał się lekko w kark.- Przepraszam za to, że ciebie zaatakowałem.- Błękitnooki wgapiał się w twarz nieznajomego- Ech, chodzi o to, że musiałem się podporządkować temu, co kazał was pobić, a właściwie tylko Jamesa, ciebie nie braliśmy pod uwagę.
- Rozumiem. Dlaczego musisz?
- Cóż, moi rodzice pracują w firmie w której rodzice Satsukiego, tamtego bruneta i mam być dla niego tak jakby sługą, aby nie wyrzucili ich z pracy. Mój ojciec ma dużo brudnych interesów i jest zastraszany. Tylko nie mów o tym nikomu, dobrze?
- Mhm.- Matthew podszedł do szafy i wyjął z niej bieliznę, jakiś bezrękawnik, oraz spodnie i podał zdziwionemu chłopakowi.- No co? Śmierdzisz i musisz się umyć. Chodź, pomogę ci wstać- Złapał go pod ramię i pociągnął w górę, po czym przetransportował do własnej łazienki. Po dwudziestu minutach, lekko kołysząc się na boki, wyszedł już czysty i ubrany.
- Będzie źle, jak James się obudzi i cię tu zobaczy, więc na razie zostaniesz w pokoju gościnnym, tuż koło mojego. Ale teraz musimy zejść na śniadanie. Jesteśmy w domu razem z wujkiem Thomasem, ale jest zajęty pracą. Specjalnie został dla was w domu, bo chciał mieć na was oko.
- Bardzo miło z jego strony, tak, jak z twojej- Pomału schodzili po schodach. „Dziwne, on jest naprawdę miły. Szkoda, że się marnuje u tamtego” Pomyślał Matthew, gdy robił dla nich obu jajecznicę z bekonem. Po kilku minutach już jedzenie stało na stole, a chłopcy brali się za nie.
- Niech zgadnę, jak nie zjem to nie wstanę od stołu?- Uśmiechnął się lekko do błękitnookiego.
- Tak- Odpowiedział z pełną powagą, potem jego oczy lekko się zaśmiały. Gdy tak jedli i jedli, nagle nieznajomy zapytał.
- Nie jesteś zbyt gadatliwy, prawda?
- E… Mhm- Spuścił wzrok na już prawie pusty talerz.
- Nie wstydź się. Po prostu taki jesteś i tyle. Tak w ogóle mam na imię Derek, a ty?
- M-Matthew
- Haha, dziwne okoliczności poznania się. Miło mi
- M-mi również…
Po skończonym śniadaniu i zmyciu talerzy oboje wdrapali się na górę i poszli do pokoju gościnnego, który był bliżej pokoju blondynka. Tam Derek ułożył się wygodnie na łóżku i dostał książki do poczytania w razie nudy. Matthew wybrał się do bruneta, by sprawdzić, czy przypadkiem się nie obudził. Uchylił delikatnie drzwi i jak na zawołanie James otworzył oczy.
- Co jes- Przerwał i rozejrzał się po pokoju.
- Obudziłeś się- Wszedł i podszedł do swojego łóżka. Stanął przy nim, bo nie wiedział, czy może się jeszcze bardziej zbliżyć. Nigdy nie lubił bez potrzeby naruszać przestrzeni prywatnej i tego samego wymagał od obcych.- Coś cię boli, oprócz głowy?
- Całe ciało. Jak ja się tu do cholery znalazłem?
- Po bójce przynieśliśmy cię tutaj z wujkiem Thomasem. Jest u mnie Derek i odpoczywa tak, jak ty.
- Derek?! Ten skurwysyn ?! Gdzie on jest ?!- Krzyknął James i gwałtownie wstał. Pociemniało mu przed oczami i upadłby, gdyby nie Matt, który złapał go, jednak potknął się i obaj wylądowali na ziemi, a właściwie sam blondyn, bo brunet znajdował się na nim. Było mu ciężko i nie wygodnie, ale nie wiedział, jak miał sam podnieść obolałego i ciężkiego chłopaka. Znów do jego nozdrzy doleciał przyjemny, delikatny zapach Jamesa, jego włosy łaskotały go po twarzy i równie pięknie pachniały. Był to zapach lasu. Błękitnooki zamknął na chwilę oczy i wciągnął jego zapach do płuc. Po raz pierwszy w życiu był tak blisko kogokolwiek obcego, kim nie była niania-ciocia, czyjej mąż- wujek. Serce zabiło mu odrobinę szybciej. Był taki ciepły i delikatny, ale ciężki, co w cale nie przeszkadzało młodszemu o rok.
- Mnn…- James sam próbował wstać, ale nic z tego nie wyszło, więc musiał polegać na chłopaku pod sobą. Aby go podnieść, błękitnooki musiał przeturlać go delikatnie i tym samym to on był na górze. Patrzył prosto w zielone oczy półprzytomnego. Wiedział, że musi go podnieść, ale chciał odrobinkę przedłużyć ten czas. James zamruczał z niezadowolenia i w tedy Matthew ocknął się. Delikatnie podniósł go tak, jak uczyła go niania, która przeszła pomyślnie kurs pierwszej pomocy i z powrotem ułożył na łóżku obolałego chłopaka. Zabrał z jego twarzy przeszkadzające kosmyki włosów i przesunął na bok. Były miękkie i lśniące. Aby ten mógł w spokoju odpocząć, wyszedł z pokoju i poszedł oglądać telewizję.

Wieczorem usłyszał krzątanie się na górze. Poszedł to sprawdzić. Był ciekaw, który to zaraz rozwali mu pół domu. Wszedł spokojnie na górę po stopniach i ujrzał Jamesa lekko słaniającego się na nogach.
- Pomogę ci. Gdzie chcesz iść?- Oparł go o siebie.
- Toaleta- Wydukał zmęczony i powędrowali do łazienki. Matty otworzył wielkie, białe, uchylone drzwi nogą i wniósł tam buntownika. Usadowił go na stołku, który miał obu poszkodowanym ułatwić wieczorną i poranną toaletę.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś?
- Nie… Chciałbym skorzystać…
- Dobra, w razie co to wołaj- I wyszedł, zostawiając tamtego samego. Usiadł w przedpokoju na piętrze domu na skórzanej kanapie z książką w ręku. Chciał być w pogotowiu, gdyby brunet czegoś potrzebował.
Dobrze nie zagłębił się w lekturę, gdy usłyszał głośne „Łup” dochodzące z łazienki. Rzucił książkę koło siebie i pobiegł w tamtym kierunku. Otworzył drzwi i zobaczył nagiego Jamesa leżącego na ziemi.
- Wyjdź…- Wyszeptał rozkaz, ale jak w takiej sytuacji Matthew mógł się go posłuchać? Pomimo protestów podniósł go i usadowił w wannie. Odkręcił kurki z woda i ustawił odpowiednią temperaturę.- Powiedziałem ci, wynocha- Dalej protestował, ale ten go nie słuchał. Zaczął myć mu plecy uważając na wszelakie rany i zadrapania, które powstały w wyniku bójki.- Sam sobie poradzę, wynoś się!- Kolejny protest ze strony Jamesa.
- Daj już spokój. Tylko bardziej się męczysz- Odpowiedział mu- Pochyl głowę- Poprosił, a ten, bardzo niezadowolony, spełnił prośbę. Ich oczy się spotkały. Niezauważalnie spłoszony Matthew wziął prysznic i zmoczył włosy chłopaka przed sobą. Nalał szamponu na rękę i zaczął delikatnie wmasowywać go we włosy. Chwilę później spłukał go i pomógł wstać.
- A, właśnie. Wujek mówił, że dobrze by było, gdybyś poszedł do szpitala
- Nie ma mowy!- Zaprotestował głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Ech, zróbmy tak, że pójdziesz do szpitala wujka, albo on jakoś napisze ci zwolnienie i recepty- Na to już nie odpowiedział, co uznane zostało przez błękitnookiego za zgodę. Pomógł Jamesowi wytrzeć się, ale był zbyt wstydliwy, by wytrzeć go w intymnych miejscach. To akurat musiał zrobić brunet sam. Pomógł mu ubrać się i wyniósł go z łazienki, przeniósł do swojego pokoju. Gdy byli już w środku, delikatnie pomógł mu ułożyć się na łóżku i przykrył go.
- Masz leki i wodę- Włożył mu je delikatnie do ust i nadstawił butelkę, aby zielonooki mógł je popić.
- Dzięki- Powiedział niby od niechcenia, a  Matthew niezauważalnie zdziwił się, po czym uśmiechnął.
- Nie ma za co, śpij- Odpowiedział i skierował się do drzwi, by sprawdzić, co u orzechowookiego bordowo włosego chłopaka.
- Ej
- Słucham?- Odwrócił się w jego kierunku, gdy stał przy drzwiach.
- Gdzie ty śpisz?- Zdziwiony tym pytaniem blondyn odpowiedział- Po twojej prawej, na ziemi, ale przenoszę się na kanapę. Wujek kazał mieć na ciebie oko, bo może być tak, że dostaniesz gorączki, czy dostaniesz nudności. Dobranoc- Wyszedł i skierował się do drzwi obok, po prawej stronie. Uchylił je cicho i zobaczył, że tamten śpi z książką w ręku. Podszedł, zaznaczył mu stronę zakładką, która  w niej była, odłożył ja na bok, przykrył go bardziej i wyszedł. Poszedł do łazienki, aby się umyć, ubrać. Wszedł po cichutku do swojego pokoju. James na szczęście spał. Przeniósł swoje posłanie na długa i szeroką kanapę koloru jasnego błękitu. Przez chwilę patrzył na śpiąca twarz bruneta i pomyślał, że jest całkiem inny, gdy się nie złości. Do tego grał na skrzypach. Przypomniał sobie o najlepszym przyjacielu śpiącego obok i wziął telefon z szafki, która znajdowała się koło kanapy. Napisał w skrócie wszystkie zdarzenia i wysłał wiadomość. Jak to dobrze, że wymienili się numerami. Po krótkiej chwili otrzymał SMSa zwrotnego, że poinformuje jego rodziców o sytuacji i o prośbie odwiedzenia. Blondyn napisał, że się zgadza, odłożył telefon, którego wyświetlacz szybko zgasł i po kilku minutach już płynął w krainie snów.


1 komentarz:

  1. Ommm *-* dawno mine tu nie było a jak widze dodałaś cztery rozdziały no to biore siè za następne
    PS: świetne :*

    OdpowiedzUsuń

Poproszę o twój komentarz ~`<3